"Jadący rowerem zawsze musi być przygotowany na nagłe sytuacje na drodze" - stwierdził brytyjski sąd, orzekając karę dla rowerzysty za potrącenie kobiety, która wtargnęła na przejście dla pieszych na czerwonym świetle skupiona wyłącznie na swoim telefonie. Robert Hazeldean musi pokryć koszty sądowe oraz koszty leczenia poszkodowanej w wypadku. Na jednym z portali crowdfundingowych oburzeni wyrokiem internauci zbierają środki, które mają pomóc wypłacić się 28-letniemu kolarzowi.
W 2015 roku jadący na rowerze do pracy Robert Hazeldean potrącił na przejściu dla pieszych nauczycielkę jogi, Gemmę Brushett. Wina rowerzysty byłaby oczywista, gdyby nie to, że kobieta wtargnęła na jezdnię na czerwonym świetle patrząc w swoją komórkę. Na nic zdał się dzwonek użyty przez rowerzystę. Kobieta wpadła pod koła roweru, a w wypadku poszkodowane zostały obie osoby.
Gemma Brushett złożyła pozew sądowy i po czterech latach... wygrała sprawę! Sędzia Shanti Mauger w uzasadnieniu podkreśliła, że obie strony są po równo winne. Pozew złożyła jednak tylko poszkodowana kobieta, dlatego to jej ma zapłacić Robert Hazeldean. Mimo że z technicznego punktu widzenia nie popełnił on wykroczenia, został obciążony odszkodowaniem w wysokości 4 500 funtów i kosztami sądowymi, które mogą sięgnąć nawet 100 tysięcy funtów. Brytyjczykowi grozi bankructwo.
Decyzja sądu oburzyła też opinię publiczną w Wielkiej Brytanii. Na jednym z portali crowdfundingowych została założona zbiórka pieniędzy na poczet pokrycia kosztów kar. Dotychczas internautom udało się zebrać ponad 45 tysięcy funtów. Zdaniem organizacji zrzeszających rowerzystów, wyrok brytyjskiego sądu jest groźnym precedensem, który może w przyszłości wpłynąć na wydawanie podobnych decyzji przez sądy.
Opracowanie: Jakub Pobożniak