Mężczyzna, który zasłynął w całych Włoszech jako odważny "łapacz" węży, uciekających z hodowli, sam je wypuszczał, by potem schwytać je w chwale bohatera. Wśród jego "zdobyczy" były m.in. boa, grzechotniki, a także iguany.
42-letniemu herpetologowi, czyli specjaliście od gadów i płazów, postawiono zarzut stworzenia zagrożenia dla ludzi. Lokalna włoska prasa podała we wtorek, że w minionych miesiącach okolice miasta Lucca w Toskanii stały się prawdziwą "dżunglą", ponieważ wyjątkowo często służby otrzymywały tam od przerażonych mieszkańców zgłoszenia o ogromnych gadach pełzających w publicznych miejscach. Na pomoc wzywano zawsze specjalizującego się w ich wyłapywaniu ochotnika krajowego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt, Natury i Środowiska. Dzięki temu miał on pełne ręce roboty.
Masowość tego zjawiska zaczęła wydawać się podejrzana miejscowym karabinierom, którzy postanowili się temu przyjrzeć. Ustalili, że to sam herpetolog uwalniał gady, które miał pod swoją opieką, po to, by je potem złapać w glorii bohatera i móc pochwalić się kolejnym sukcesem.
To jemu właśnie przekazywano groźne okazy skonfiskowane na przykład przez policję w ramach operacji przeciwko przemytnikom egzotycznych zwierząt. Miał ich zatem zawsze dużo pod swoją kuratelą.
Mężczyzna w reakcji na śledztwo i zarzuty wyparł się wszystkiego. Natychmiast został wyrzucony ze środowiska obrońców zwierząt.