Kończy się jego podróż życia, zacznie szara rzeczywistość. Wieczorem Donald Tusk po dziewięciu dniach pobytu w Ameryce Południowej wyląduje w Polsce. Premier wiezie ze sobą moc wrażeń, kilka pamiątek i pogłębioną znajomość z Hugo Chavezem.
Donald Tusk ze swojej wyprawy przywozi peruwiańską czapeczkę zawiązywaną pod szyją, szalik z wełny młodych lam, makatkę z widokiem Andów, ale także order Słońca Peru i moc wrażeń. Szef rządu zwiedził przecież Machu Picchu, najsłynniejsze miasto Inków, przejechał się jedną z najwyżej na świecie położonych linii kolejowych, a także degustował wino w najsłynniejszej winnicy Chile Concha y Toro.
Nie było europejskiego zgrzytu, bo stawił się na szczycie unijno-amerykańskim, przestrzegał kraje regionu przed socjalizmem. Jednak nie wszystko poszło perfekcyjnie: świat obiegła fotografia, na której wylewnie witał się z Hugo Chavezem – znienawidzonym przez pół globu i oskarżanym o wspieranie terrorystów prezydentem Wenezueli. Traf chciał, że obu panów posadzono obok siebie.
Rzeczniczka rządu zbagatelizowała zgrzyt na szczycie w Limie. Prezydent Wenezueli musiał gdzieś siedzieć - zaznaczyła Agnieszka Liszka. Pan premier jako osoba kulturalna, dobrze wychowana i znająca protokół dyplomatyczny przywitał się z obecnymi na sali przywódcami, w tym ze swoim sąsiadem panem Chavezem - dodała. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Krzysztofa Zasady:
Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, z podróży premiera też mogą wyniknąć wymierne korzyści: Donald Tusk z pewnością zaopatrzył się w wyborne chilijskie wino, które może pomóc w rozwiązywaniu konfliktów na linii rząd-prezydent.