Zakończyło się głosowanie na nowego lidera brytyjskiej Partii Konserwatywnej, a zarazem przyszłego premiera Wielkiej Brytanii. Wybiorą go członkowie rządzącej partii po zapowiedzianej rezygnacji z urzędu Borisa Johnsona. Nowego gospodarza biura na Downing Street poznamy w najbliższy poniedziałek.
Zdecydowaną faworytką tego wyciągu jest obecna szefowa dyplomacji Liz Truss. Zapowiada obniżenie podatków i zwiększenie budżetu na obronę nawet do 3 proc. PKB.
Jej rywal, były minister finansów Rishi Sunak, proponuje większą fiskalną ostrożność. Pamiętnie zrezygnował ze stanowiska w proteście przeciwko stylowi sprawowania rządów przez Borisa Johnsona - złośliwi twierdzą, że zdecydował się na ten krok zbyt późno. Ma na koncie sprawne przeprowadzanie Brytyjczyków przez pandemię, dzięki wprowadzonym przez niego hojnym pakietom pomocowym.
Co istotne, Truss była zwolenniczką pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, Sunak opowiadał się za brexitem. Ciekawe, czy ten fakt uzewnętrzni się jeszcze w jakikolwiek sposób w polityce.
Nowego przywódcę Partii Konserwatywnej, a zarazem premiera, wybierze 160 tys. członków partii, czyli niecała połowa procenta elektoratu.
Jeśli nowa administracja radykalnie zmieni dotychczasową linię polityczną, Wielką Brytanię czekać będą przedterminowe wypory parlamentarne, a wtedy zrobi się naprawdę ciekawie.
Powodem całego zamieszania jest obecny premier Boris Johnson, którego wielokrotnie przyłapywano na drobnych i większych kłamstewkach. Te, które rozgłaszał, agitując za brexitem, już poszły w zapomnienie, ale pojawiły się nowe.
To nawet nie nielegalne zawieszanie parlamentu, którego się dopuścił, zaważyło o jego upadku. Dwie historie okazały się nie do obronienia - pierwszą były imprezy organizowane na Downing Street w czasie lockdownu, niektóre zakrapiane alkoholem, z udziałem premiera. Dochodziło do nich w czasie, gdy inni Brytyjczycy nie mogli się nawet spotykać w parkach.
Drugim wykroczeniem, które definitywnie przesądziło o jego politycznym losie, było mianowanie bliskiego współpracownika na wysokie państwowe stanowisko, mimo iż premier wiedział, że ciążyły na nim zarzuty natury seksualnej.
Wiemy, co się nie zmieni - na pewno dotychczasowe wsparcie dla walczącej Ukrainy, zarówno w formie wysyłanej broni, jak i szkolenia żołnierzy. Wielka Brytania realizuje obecnie program szkoleniowy, który w cztery miesiące uczyni z 10 tys. cywilów ludzi potrafiących walczyć, obsługiwać nowoczesną broń i nieść pomoc medyczną na polu walki.
Zmieni się natomiast styl rządzenia krajem - faworytka Liz Truss ma ambicje bycia drugą Margaret Thatcher. Nawet podobnie się do niej ubiera. Lubi też fotografować się na czołgach.
Downing Street odzyska utraconą za czasów Johnsona powagę, ale jak zauważają niektórzy komentatorzy, relacjonowanie rządowych poczynań stanie się automatycznie trochę bardziej nudne.
Brytyjczycy żądają od nowego rządu - bo rząd także się zmieni - konkretów. Borykają się z szalejącą inflacją, rosnącymi cenami gazu i energii elektrycznej, także szeroko pojętymi kosztami życia. Oczekują konkretów, nie tylko zmiany stylu.