Kryzysowy plan ratowania francuskiej gospodarki przedstawił w Paryżu premier Jean-Marc Ayrault. Kołem ratunkowym dla nadsekwańskiego biznesu mają być ulgi podatkowe. Żeby to sfinansować, konieczne są nowe cięcia budżetowe i podwyżka VAT-u, przez którą podrożeje większość produktów i usług.
Premier Ayrault zapowiedział, że ulgi, które kosztować będą Francję 20 miliardów euro, przyznawane będą firmom przez trzy lata. Żeby zalatać państwowy budżet, potrzebne będą jednak nowe cięcia w budżetówce oraz generalna podwyżka VAT-u - z 19,6 proc. do 20 proc.
Komentatorzy już oskarżają francuski rząd o to, że sam nie wie, co robi Wcześniej bowiem Ayrault ogłosił nałożenie wyższych podatków na przedsiębiorstwa, a teraz obiecuje ulgi fiskalne. Według wielu ekspertów, polityka, której główne kierunki nadaje socjalistyczny prezydent Francois Hollande, jest pełna sprzeczności. Do tego w czasie kampanii wyborczej Hollande sprzeciwił się podwyżce VAT-u zapowiadanej przez swego prawicowego poprzednika Nicolasa Sarkozy’ego. Obiecał, że jeżeli wygra wyścig do Pałacu Elizejskiego, to produkty i usługi nie zdrożeją. Związkowcy oskarżają szefa państwa o kłamstwo i grożą kolejną falą protestów.
Ponad miesiąc temu socjalistyczny premier Jaen-Marc Ayrault zapowiedział największe od 30 lat cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Szef rządu wyjaśnił, że w związku z pogłębiającym się kryzysem, wszyscy muszą solidarnie walczyć o uzdrowienie finansów publicznych. Reforma fiskalna ma umożliwić w przyszłym roku redukcję francuskiego deficytu budżetowego do 3 procent PKB. Protestują przeciwko temu związkowcy, radykalna lewica i prawicowa opozycja, według której dodatkowe opodatkowanie dużych przedsiębiorstw i zamożnych obywateli sprawi, że z kraju zaczną uciekać inwestorzy.
Po demonstracji w Paryżu na początku ubiegłego miesiąca, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób, rząd pospiesznie obiecał, że zapowiedziana podwyżka podatków trwać będzie tylko dwa lata. Później obywatele będą dawać fiskusowi mniej pieniędzy. Komentatorzy sugerują, że prezydent François Hollande przestraszył się antykryzysowych protestów. "Precz z unijnymi cieciami budżetowymi! Precz z zamykaniem szpitali! Mówimy won tym, którzy chcą decydować o naszym losie na giełdzie!" - skandowali ich uczestnicy. Wszędzie widać było portrety socjalistycznego prezydenta w formie listu gończego. Według uczestników demonstracji, Hollande dla państwa jest przestępcą, który gnębi najbiedniejszych.
Nie chcemy dołączyć do listy bankrutujących krajów, takich jak Grecja czy Hiszpania - Unia Europejska nie potrafi wyciągnąć nas z kryzysu! - mówił korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi młody paryżanin. Protestujemy przeciwko coraz ostrzejszemu zaciskaniu pasa! Tak samo było w Grecji - ludzie zdychają z biedy, a kryzys jest coraz większy! - tłumaczył inny Francuz. Uczestnicy demonstracji sprzeciwiali się ratyfikacji unijnego paktu fiskalnego, który zakłada zaostrzenie w większości krajów Unii Europejskiej dyscypliny budżetowej i który ma ratować pogrążający się coraz bardziej w kryzysie euroland. Wielu komentatorów podkreśla, że - według sondaży - już teraz większość Francuzów nie wierzy, że Hollande szybko wyciągnie Francję z kryzysu.