Już piąty dzień tysiące ludzi gromadzą się przed gmachem parlamentu w centrum Budapesztu. Dziś jest jednak spokojniej, niż na początku tygodnia, kiedy dochodziło do ostrych starć z policją. Wtedy prym na ulicach wiedli szalikowcy.
Nocne starcia z policją nie są przypadkowe, a kryzys polityczny były tylko do nich pretekstem. Kilka tygodni temu klub piłkarski z Budapesztu Ferencvaros – jeden z najbardziej znanych węgierskich klubów, spadł do II ligi rozgrywek.
Futbol wbrew pozorom ma wiele wspólnego z polityką. Zespół spadł bowiem do II ligi z powodu krachu klubowych finansów. Właściciele i kibice klubu pisali do premiera petycje z prośbą o pomoc. Ich pisma pozostały jednak bez odpowiedzi. Teraz pseudokibice szukają tylko okazji do konfrontacji z każdym, kogo uważają za sprawcę kłopotów. Na ich liście znajduje się także premier Gyurcsany. Demonstracje pod parlamentem są więc dla nich doskonałą okazją do wyżycia.
Masowe manifestacje w węgierskiej stolicy nie odstraszają turystów. Hotele w Budapeszcie są jak zwykle pełne gości, a biura podróży nie narzekają na brak chętnych. W tym miesiącu dużo osób przyjeżdża. To jeden z najlepszych miesięcy - mówi pracownik jednego z biur podróży.
Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne. Czyżby atrakcje Budapesztu nie gasły w obliczu niepokojących wiadomości docierających z węgierskiej stolicy? Czasami pytają o to, co dzieje się w Budapeszcie. Widzą w telewizji, że są jakieś protesty na ulicach. Oczywiście informujemy, że nie ma problemów, to znaczy, że mogą spokojnie przyjechać do Budapesztu - podkreśla mężczyzna.
Turyści cały czas przyjeżdżają. Co więcej, często zmieniają trasy swoich wycieczek, aby dotrzeć do parlamentu i zobaczyć z bliska węgierską rewoltę.