Ponad połowa Węgrów twierdzi, że winą za uliczne starcia, do jakich dochodzi w Budapeszcie, obarczyć należy też opozycję, a dokładnie przywódcę największej partii prawicowej Fidesz, Wiktora Orbana. Politycy zawsze kłamią - mówi 57 procent Węgrów.
Można odnieść wrażenie, że Węgrzy nie wierzą w powodzenie antyrządowych manifestacji; protest się nie rozwija, nie ma w nim dynamiki. Wieczorem mieszkańcy Budapesztu przychodzą przed parlament, dyskutują, ale potem wracają do domu, aby następnego dnia pójść do pracy.
To wszystko to jednak pozory: Jeżeli ktoś tu przyjdzie na plac Kossutha to zobaczy emocje, zobaczy determinację. Nie wierzę, żeby ludzie rozeszli się bez osiągnięcia celu - mówią mieszkańcy węgierskiej stolicy. Co więcej, przekonują, że tego protestu na pewno nie da się zatrzymać. On zbyt długo w nich dojrzewał, zanim zamienił się w uliczne demonstracje.