Trwają starcia w Górskim Karabachu. Jak podaje ministerstwo obrony Azerbejdżanu, armeńskie siły zbrojne przeprowadziły ostrzał miasta Terter. Informacje te potwierdził także przedstawiciel armeńskiego resortu.
Obie strony wysyłają mnóstwo sprzecznych sygnałów. Azerbejdżan poinformował, że w wyniku walk Armenia straciła 550 żołnierzy, 22 czołgi i inne pojazdy opancerzone, a także kilkanaście pocisków, dronów i stanowisk artyleryjskich.
Resort obrony Azerbejdżanu "po raz ostatni ostrzega wroga, że zostaną podjęte wobec niego odpowiednie środki odwetowe" - podał portal vesti.az.
Strona armeńska z kolei zaprzeczyła informacjom o tak dużej liczbie zabitych, twierdząc, że w walkach zginęło 31 osób po ich stronie. Przedstawiciel resortu obrony Armenii Artsrun Hovhannisyan dodał, że zginęło około 200 azerbejdżańskich żołnierzy, oraz zniszczono około 30 czołgów i 20 dronów. Dodatkowo ministerstwo oskarża Azerbejdżan o korzystanie z pomocy turkmeńskich najemników z Syrii.
Ciężko ocenić, czy oba komunikaty faktycznie mają związek z prawdą, czy też są one wygłaszane w celach propagandowych.
Według agencji AFP, w walkach zginęło 32 wojskowych samego Górskiego Karabachu, a także siedmiu cywilów.
W niedzielę w Górskim Karabachu doszło do walk między siłami Azerbejdżanu i Armenii. Prezydent Republiki Górskiego Karabachu wygłosił przemówienie do mieszkańców po godz. 9. Ogłosił stan wojenny i powszechną mobilizacją obywateli powyżej 18. roku życia. Wkrótce podobnie zrobiła Armenia.
Przygotujcie się do obrony naszej świętej ojczyzny - mówił premier Armenii Nikol Paszinian.
Azerbejdżan utrzymywał, że kontroluje sytuację, jednak około godz. 16 parlament podjął decyzję o wprowadzenia stanu wojennego. Do wieczora prezydent Ilham Alijew wyraził zgodę na taką decyzję. W poniedziałek ogłosił częściową mobilizację.