Zapomnieć o pierwszych trzech wyścigach, ale w Bahrajnie nie należy też oczekiwać cudów. To właśnie tam w niedzielę Robert Kubica będzie walczył w czwartym Grand Prix mistrzostw świata Formuły 1. Wyścig zamyka pierwszą pozaeuropejską część sezonu, ale raczej nie powinien przynieść większych zmian w układzie sił.
GP Bahrajnu będzie wyścigiem przejściowym, bowiem rozegrana zostanie tydzień po GP Chin, więc technicy nie mieli wiele czasu na poprawki, zajmując się raczej sprawnym przemieszczeniem się w kolejne miejsce. Po trzech tegorocznych startach w gronie największych przegranych wymienia się broniące tytułu mistrzowskiego Ferrari, które wciąż nie ma w dorobku punktów, ale także BMW- Sauber, a szczególnie Roberta Kubicę. W inaugurującej sezon GP Australii polski kierowca rozbił bolid na trzy okrążenia przed metą, po tym, jak uderzył w niego Niemiec Sebastian Vettel z Red Bull-Renault. Walczyli o drugą pozycję w stawce. W GP Malezji w bolidzie BMW-Sauber zawiódł silnik tuż po starcie, a niedzielną GP Chin ukończył na 13. miejscu.
Poza pechowym zdarzeniem w Melbourne, słabe wyniki Kubicy są spowodowane problemami technicznymi BMW-Sauber, które wciąż ma kłopoty z właściwym ustawieniem swoich bolidów. Przed rokiem w kwalifikacjach do GP Bahrajnu Kubica zdobył pierwsze - i jak dotychczas jedyne - pole position w karierze, a wyścig zakończył ostatecznie na trzeciej pozycji. Tamten wyścig był dla nas udany, bo startując z pole position zdołałem stanąć na podium, mimo drobnych problemów technicznych. Tym razem jednak ten wynik jest mało prawdopodobny, choć liczę na to, że w Bahrajnie będzie lepiej, niż w Chinach - powiedział Polak.
Z używania systemu odzyskiwania energii kinetycznej w Chinach zrezygnowała większość teamów, ponieważ wciąż sprawia problemy techniczne (jak w przypadku Ferrari), a do końca nikt nie jest pewien czy faktycznie daje on przewagę na torze (wątpi w to m.in. Renault). Raczej też nie należy oczekiwać, że pozostałe ekipy pójdą w ślady Brawn GP-Mercedes, Toyoty i Williamsa-Toyoty, jeśli chodzi o zastosowanie dwustopniowych dyfuzorów. Po wyroku Trybunału Arbitrażowego FIA uznającym to rozwiązanie za zgodne z regulaminem, konkurencja nie zdążyła jeszcze opracować podobnego systemu wydechu powietrza, choć nad tym pracuje pełną parą.
To wszystko sprawia, że w GP Bahrajnu w pierwszoplanowych rolach powinni znów wystąpić kierowcy Brawn GP-Mercedes: lider MŚ - Brytyjczyk Jenson Button i Brazylijczyk Rubens Barrichello oraz team Red Bull-Renault, który w Szanghaju odnotował podwójne zwycięstwo za sprawą triumfu Vettela i drugiego miejsca Australijczyka Marka Webbera. W Chinach całkiem dobrze spisywały się bolidy McLaren-Mercedes, zaopatrzone w przejściowe rozwiązanie tyłu podwozia, zbliżające ten zespół do dwustopniowego dyfuzora. Szczególnie groźny może być więc Brytyjczyk Lewis Hamilton, broniący tytułu mistrza świata. W niedzielę kierowcy będą mieli do pokonania dystans 308,238 km, czyli 57 okrążeń po 5,412 km.