Dziesiątki telewizyjnych kamer i transmisja na żywo momentu lądowania jego samolotu. Droga do domu w eskorcie policji, a w ogródkach sąsiadów transparenty „Witamy Bohatera”. Tak wyglądał powrót Richarda Philipsa, kapitana amerykańskiego statku, który pięć dni był zakładnikiem somalijskich piratów.
Wystrojone witryny sklepów, transparenty na ulicach i wszechobecne żółte wstążki. W trakcie porwania symbolizowały solidarność z kapitanem i jego rodziną, wczoraj witały bohatera w jego rodzinnej miejscowości.
To zainteresowanie mieszkańców i mediów, choć sympatyczne, doskwiera już trochę rodzinie kapitana: To nie jest typowy powrót do domu. Dlatego teraz, kiedy Richard jest z powrotem proszę, dajcie nam trochę czasu na bycie razem.
Sam kapitan zmęczony 18-godzinnym lotem ograniczył się tylko do podziękowania wszystkim, którzy pomogli w jego uwolnieniu – przede wszystkim komandosom: Nie jestem bohaterem. Bohaterami są żołnierze. Im dziękujcie - powiedział. Mimo tych deklaracji, kapitan będzie miał kłopot ze spokojem w najbliższych dniach. Teraz jest jednym z najbardziej pożądanych przez amerykańskich dziennikarzy rozmówców.