W Jacksonville odprawiona została msza w intencji ofiar katastrofy statku El Faro. W uroczystości ku czci ofiar, w porcie skąd jednostka wyruszyła w tragiczny rejs, udział wzięły również rodziny Polaków, które przyleciały na Florydę. Na pokładzie statku było pięciu naszych rodaków. Nie należeli oni do załogi. Byli członkami ekipy pomocniczej. Jednostka, która płynęła do Portoryko zatonęła po tym, jak została uszkodzona przez huragan Joaquin.
Rodziny zebrały się nad brzegiem oceanu i puszczały balony na których wypisano ostatnie słowa pożegnania. To był ciężki dzień, wzruszający, ale pełen duchowego wsparcia. Amerykanie pod tym względem są zupełnie inni niż my Polacy. To bardzo uderza osoby, które przyjechały z Polski. Tutaj takie uroczystości pełne są nadziei. To nie jest rozpacz, to nie jest tragedia, to nie jest pogrążanie się w bólu. To jest wspomnienie o tej osobie, która odeszła. Chęć pamiętania i bycia silnym w tej sytuacji i patrzenia w przyszłość - powiedział naszemu korespondentowi w Waszyngtonie Piotr Konowrocki polski konsul, który był na uroczystościach w Jacksonville.
W ciągu 12 dni Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu USA ma podać pierwsze informacje dotyczące zatonięcia statku El Faro. Śledztwo może jednak potrwać nawet 1,5 roku. Eksperci starają się natrafić na sygnał nadawany przez czarną skrzynkę jednostki. Jeżeli uda się zlokalizować wrak będzie można odczytać zapis urządzenia rejestrującego. Według polskiego konsula, do Jacksonville skąd statek wyruszył w trasę, dotarli już śledczy, którzy rozpoczęli dochodzenie w sprawie katastrofy.
Przyjechała 17-osobowa grupa śledcza, która będzie przebywała tutaj około 2 tygodni. Na tym pierwszy etapie będzie badała wszystkie materiały dostępne tutaj na miejscu. Tu jest siedziba armatora. Potem grupa wraca do Waszyngtonu i będzie pracować z dokumentami. Tutaj jest pierwszy etap prowadzenia dochodzenia - podkreśla w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Piotr Konowrocki.
W śledztwie udział będą brać też eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich.