Pięciu Polaków, którzy wraz z 28 Amerykanami płynęli zaginionym kontenerowcem "El Faro", nie należało do załogi tego statku. Byli członkami ekipy pomocniczej - poinformował właściciel jednostki. Trwają poszukiwania rozbitków. Statek, który płynął z Jacksonville do Portoryko zatonął po tym, jak został uszkodzony przez huragan Joaquin. Poszukiwania jednostki i rozbitków trwają od czwartku.
Rzecznik firmy Tote Maritime, do której należał "El Faro", wyjaśnił w rozmowie z agencją Reutera, że takie załogi pomocnicze są zatrudniane do prowadzenia napraw na statku, gdy jest on na morzu lub do konserwacji.
Rzecznik Mike Hanson nie był w stanie powiedzieć, jakie prace trwały na kontenerowcu.
Eksperci nazywają wypadek "El Faro" największą katastrofą kontenerowca pływającego pod amerykańską banderą od 1983 roku.
Statek, który płynął z Jacksonville na Florydzie do San Juan na Portoryko (Puerto Rico), został uszkodzony w wyniku uderzenia huraganu Joaquin i zaginął w czwartek. Z relacji załogi przed utratą łączności wiadomo, że statek miał nieczynne silniki, 15-stopniowy przechył, był uszkodzony i nabierał wody.
Wczoraj amerykańska Straż Przybrzeżna poinformowała, że "El Faro" zatonął oraz że znaleziono zwłoki jednego marynarza. Wciąż nie ustalono jego tożsamości.
Dotychczas oprócz zwłok odnaleziono też m.in. kontener, szczątki drugiego kontenera oraz koła ratunkowego, a także jedną z dwóch szalup ratunkowych "El Faro". Była uszkodzona i nie było na niej śladów życia.
Tote Maritime zapewnia, że na pokładzie była wymagana liczba kamizelek ratunkowych dla całej załogi, a także, że każda z dwóch szalup mogła pomieścić 43 osoby. Straż Przybrzeżna podała, że kamizelki pozwalają na przeżycie w ciepłym morzu 4-5 dni, ale tym razem warunki były trudne: fale wzburzone przez huragan dochodziły do 15 metrów, a siła wiatru sięgała 240 km/godz.
Federalny Zarząd Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) rozpocznie śledztwo w prawie zatonięcia statku, a Straż Przybrzeżna weźmie udział w dochodzeniu - poinformował kpt. Mark Fedor ze Straży Przybrzeżnej USA.
Tote Maritime nie wyjaśnił dotychczas, dlaczego statek znalazł się w samym środku huraganu czwartej kategorii (w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona) i nie zmienił kursu, by ominąć żywioł. Rzecznik Hanson tłumaczył, że Joaquin był tylko burzą tropikalną, gdy kontenerowiec wypływał z Jacksonville i że dopiero później przekształcił się w huragan.
Jednak z danych Narodowego Centrum do Spraw Huraganów (NHC) wynika, że ostrzeżenie o tym, iż Joaquin prawdopodobnie przekształci się w huragan, wydano prawie trzy godziny przed wypłynięciem "El Faro" z portu.
Hanson, pytany o to, czy "El Faro" przed zetknięciem się z żywiołem miał problem z napędem lub silnikiem, odparł, że nie może spekulować na ten temat.
Amerykańska Straż Przybrzeżna zapewnia, że trwa akcja ratunkowa w poszukiwaniu rozbitków.
(abs)