Szwedzka policja do tej pory nie jest w stanie określić, co było przyczyną tragicznego wypadku, w którym zginęli członkowie brytyjskiego zespołu Viola Beach oraz ich menadżer. Teraz biegli wzięli pod lupę samochód z wypożyczalni, którym podróżowali młodzi muzycy. Rzecznik policji Lars Byström potwierdził, że zwodzony most oraz sygnalizacja świetlna przed nim były sprawne.
Członkowie brytyjskiego zespołu Viola Beach: Kris Leonard, River Reeves, Tomas Lowe, Jack Dakin i ich menadżer Craig Tarry zginęli w wypadku drogowym na zwodzonym moście nad kanałem w Södertälje w nocy z piątku na sobotę. Jechali samochodem wypożyczonym na lotnisku Arlanda. Wracali do hotelu po swoim pierwszym zagranicznym występie.
Kiedy dojechali do mostu w Södertälje coś poszło nie tak. Auto spadło do kanału z wysokości ponad 26 metrów. Pięć osób w wieku od 19 do 35 lat zginęło na miejscu.
Carina Skagerling ze sztokholmskiej policji powiedziała brytyjskiej gazecie "The Mirror", że do tej pory nie zidentyfikowano osoby, która siedziała za kierownicą.
Według Larsa Byströma, rzecznika policji w Sztokholmie, jako jedną z przyczyn wypadku - jaką bierze się pod uwagę - jest ewentualność, że kierujący był pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Nie ma jednak jeszcze wyników sekcji zwłok.
Technicy prześwietlają wydobyty z dna kanału wrak rozbitego auta - sprawdzają, czy nie zawiodły hamulce. Jeden ze świadków wypadku zeznał bowiem, że nie widział, by w samochodzie tuż przed wypadkiem zapaliły się światła stopu - pisze gazeta "Aftonbladet".
Do wypadku doszło w chwili, kiedy samochód wjechał na most zwodzony. Jego środkowa część już zaczęła się unosić, aby zrobić miejsce dla nadpływającego statku. Rozpędzone auto z młodymi muzykami w środku spadło do kanału w wysokości ponad 26 metrów.
Według śledczych, sygnalizacja świetlna ustawiona na kilometr przed mostem oraz wzdłuż drogi dojazdowej była sprawna, a pulsujące czerwone światła ostrzegawcze działały prawidłowo.
(j.)