Premier Theresa May nie wzięła udziału w środowej debacie telewizyjnej pomiędzy siedmioma liderami najważniejszych brytyjskich ugrupowań politycznych, którą zorganizowano na tydzień przed wyborami do Izby Gmin. Rywale zaatakowali szefową rządu za "uciekanie od dyskusji" i "brak przywództwa".
W związku z decyzją May, która nie zgodziła się na udział w debatach, Partię Konserwatywną reprezentowała w BBC - pomimo śmierci ojca zaledwie dwa dni wcześniej - minister spraw wewnętrznych Amber Rudd, która tłumaczyła, że "częścią dobrego przywództwa jest posiadanie dobrego, silnego zespołu".
Nieobecność May została wykorzystana przez lidera opozycyjnej Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna, który na kilka godzin przed wydarzeniem zdecydował się na wzięcie udziału w debacie. Gdzie jest Theresa May, co się jej stało? - kpił z absencji szefowej rządu kandydat laburzystów na premiera.
W dyskusji wzięli udział także Tim Farron (Liberalni Demokraci), Angus Robertson (Szkocka Partia Narodowa), Paul Nuttall (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, UKIP), Caroline Lucas (Zieloni) i Leanne Wood (walijskie ugrupowanie Plaid Cymru).
Lucas podkreślała, że "pierwszą zasadą przywództwa jest odwaga, żeby się pojawić (na miejscu)". Nie powinno być tak, że ktoś ogłasza wybory i potem się nie zjawia - krytykowała nieobecność May.
Z kolei Farron żartował, że wyborcy lepiej spożytkują czas, oglądając telewizyjny program o pieczeniu ciast niż przejmując się premier. Nie jesteście warci jej czasu, więc nie udzielajcie jej swojej uwagi - mówił.
W trakcie 90-minutowego programu, transmitowanego na głównym kanale brytyjskiej telewizji publicznej BBC One, polityczni liderzy dyskutowali m.in. o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, wydatkach publicznych, polityce bezpieczeństwa, imigracji i zmianach klimatu.
Liderzy progresywnych ugrupowań atakowali rząd Partii Konserwatywnej za obniżenie standardu życia Brytyjczyków w ciągu ostatnich siedmiu lat rządów torysów i za wprowadzone cięcia budżetowe, skutkujące m.in. obniżeniem świadczeń socjalnych, a także zmniejszeniem liczby funkcjonariuszy policji oraz lekarzy i pielęgniarek.
Rudd broniła dokonań konserwatywnej administracji, podkreślając, że "podjęto wyraźną decyzję, aby chronić najbiedniejszych w społeczeństwie", a także oskarżając opozycyjne ugrupowania o składanie "kuszących, ładnie się świecących obietnic wyborczych", które jednak - według niej - nie mają oparcia w rzeczywistości.
Głównym pytaniem jest to, kto powinien być na Downing Street (...): Jeremy Corbyn ze swoimi pieniędzmi spadającymi z nieba, listą marzeń i brakiem planu dot. Brexitu czy Theresa May, która realizuje swoje zobowiązania - mówiła szefowa MSW, oskarżając lidera opozycji o "fantazyjne podejście do ekonomii".
Szefowie najważniejszych partii dyskutowali także m.in. o przyczynach i konsekwencjach zamachu terrorystycznego w Manchesterze.
Corbyn podkreślał, że brytyjska polityka zagraniczna jest poprzez interwencje zbrojne na Bliskim Wschodzie częściowo odpowiedzialna za powstawanie obszarów chaosu i niestabilności, które stanowią dobre środowisko dla radykalizacji.
W odpowiedzi Rudd atakowała szefa laburzystów za "chwalenie się tym, że sprzeciwiał się proponowanym ustawom antyterrorystycznym". Corbyn tłumaczył, że podobnie do niego głosowali inni członkowie rządu May, m.in. minister ds. wyjścia z Unii Europejskiej David Davis. Nie chodzi o sprzeciw dla ustawy, ale pozostawienie służb pod kontrolą sądów - podkreślił.
Jednocześnie - ku oburzeniu pozostałych uczestników dyskusji - lider UKIP Paul Nuttall podkreślił, że głównym problemem jest "islamistyczny ekstremizm", a społeczność brytyjskich muzułmanów "nie robi wystarczająco dużo", by zgłaszać władzom przypadki radykalizacji.
Angus Robertson ze Szkockiej Partii Narodowej zaatakował Nuttalla za połączenie terroryzmu bezpośrednio z islamem. Wspomniał m.in. ubiegłoroczne morderstwo posłanki Partii Pracy Jo Cox przez radykalnie prawicowego fanatyka. To znacznie szerszy problem - podkreślił.
W trakcie debaty publiczność - wybrana jako reprezentatywna przez ośrodek badania opinii publicznej ComRes - wielokrotnie nagradzała oklaskami ataki po adresem Partii Konserwatywnej, co spotkało się ze zdziwieniem części komentatorów i sugestiami o możliwej nadreprezentacji osób o poglądach centrolewicowych.
Jim Waterson z portalu BuzzFeed pisał żartobliwie na Twitterze, że "osoba odpowiedzialna za zbalansowanie widowni prawdopodobnie jest w tym momencie gdzieś na tyłach sali, ścigana przez rozeźlonego rzecznika prasowego Partii Konserwatywnej".
Brytyjskie wybory parlamentarne odbędą się 8 czerwca. Według najnowszych sondaży, rządząca Partia Konserwatywna pozostaje faworytem, ale jej przewaga nad opozycyjną Partią Pracy stopniała z ponad 20 punktów procentowych na początku kampanii do - w zależności od firmy badawczej - poziomu 3-12 punktów procentowych.
Według sondażu przeprowadzonego przez YouGov i opublikowanego w czwartek przez "The Times", torysi mogą liczyć na 42 procent poparcia, podczas gdy labourzyści na 39 procent.
(e)