Zaginął dzwon okrętowy statku Costa Concordia, którego wrak leży u brzegów włoskiej wyspy Giglio. Wszystko wskazuje na to, że fotografowany i filmowany w głębinach złocony dzwon - symbol styczniowej katastrofy - został ukradziony. A to wydaje się niemal niemożliwe - trudno sobie wyobrazić, by ktoś spoza ekip ratunkowych mógł zbliżyć się do statku. W dodatku dzwon jest bardzo ciężki i trudno go transportować.
Nie jest jasne, kiedy zniknął przyczepiony do dziobu jednostki, zanurzony na głębokości kilku metrów dzwon, na którym wyryta była nazwa wycieczkowca. Do niedawna widzieli go zawsze płetwonurkowie, uczestniczący w operacji przeszukiwania wraku i głębin morskich oraz wypompowywania paliwa. Teraz wszczęto dochodzenie w sprawie tego tajemniczego zniknięcia.
Zauważa się, że praktycznie niemożliwe jest to, by osoby spoza ekip ratunkowych i technicznych, pracujących przy wraku, mogły się do niego zbliżyć, a tym bardziej nurkować w jego pobliżu. Każdy ruch przy statku i obecność zatrudnionych tam ludzi są skrupulatnie rejestrowane. Tym większą zagadką jest to, jak ktoś mógł niepostrzeżenie załadować ciężki dzwon na ponton lub łódź i z nim odpłynąć. Wiadomo, że nie mogłaby tego zrobić jedna osoba. Jego odczepienie i załadunek wymagały skomplikowanej operacji - podkreśla włoska agencja Ansa.
Dzwon miał zostać na wyspie Giglio jako wspomnienie katastrofy, w której zginęły 32 osoby, i zaangażowania ekip ratunkowych oraz miejscowej ludności, niosącej w nocy 13 stycznia pomoc rozbitkom. Jego zniknięcie ma bardzo gorzki wydźwięk - podkreślają włoskie media.