O konieczności dokończenia zaniechanych przemian ustrojowych i doprowadzenia do zwycięstwa rewolucji węgierskiej 1956 roku mówił w sobotę szef kancelarii premiera Viktora Orbana, Janos Lazar na uroczystości odsłonięcia pomnika w 60. rocznicę tej rewolucji.

Jak podkreślił, przemiany ustrojowe należy dokończyć nie tylko w sferze przepisów, w sferze pamięci i w sferze stawiania pomników, lecz także w głowach i duszach ludzi. Mówił o tym na uroczystości w miejscowości Szentes na południu Węgier.

Według Lazara wiedząc to, co wiedzą dziś, wielu Węgrów inaczej przeprowadziłoby zmiany 1989 roku - w sposób bardziej rewolucyjny i bezkompromisowy. Tymczasem 30 lat po tej rewolucji, do której - jak ocenił - nie doszło, Węgry wciąż muszą walczyć.

Lazar wyraził przekonanie, że w czasach pokoju narody rzadko otrzymują do ręki rewolucyjne narzędzie, a takim narzędziem jest polityczna większość 2/3. Według Lazara, jeśli nawet teraz nie uda się raz na zawsze rozliczyć z systemem Janosa Kadara i w jego miejsce bezkompromisowo umieścić duchowego dziedzictwa 1956 roku, będzie to poważny błąd historyczny.

Jak zaznaczył, ojcami założycielami obecnych wolnych Węgier byli bohaterowie 1956 roku. Według niego nie można przyznawać się do nich, z wdzięcznością ich wspominając, a jednocześnie wypierać się ich, składając interes narodowy na ołtarzu internacjonalizmu i tolerując kadarowską nostalgię.

Czyż możemy mówić o zwycięstwie '56 roku, jeśli dla wielu naszych rodaków Kadar jest nadal jednym z największych mężów stanu i jednym z największych węgierskich polityków? - zapytał, przypominając, że to Kadar przeprowadził retorsje po upadku rewolucji 1956 roku. Ocenił, że bodaj największą zdradą, jakiej dopuścił się Kadar wobec ojczyzny, było wezwanie Sowietów i zorganizowanie okupacji wojskowej kraju.

Jak zaznaczył, Kadar był mordercą, kolaborantem i zdrajcą ojczyzny, ale wciąż wielu Węgrów o tym nie wie.

Według Lazara w 1956 roku pragnięto przede wszystkim suwerennych Węgier i taki sam program mają Węgrzy w roku 2016. Jak powiedział, powodem do goryczy jest to, że o zrealizowanie tego programu nadal trzeba walczyć i że program węgierskiej suwerenności narodowej wciąż może wywołać gniew wielkich mocarstw, w dodatku takich, które teoretycznie nie uciskają Węgier, tylko są ich sojusznikiem.

Jak to możliwe, że odpowiedzią na ideę węgierskiej suwerenności znów jest mocarstwowe powarkiwanie, a nawet roztaczanie perspektywy sankcji - choć tym razem nie w postaci rosyjskich czołgów, tylko decyzji i postanowień Brukseli? - zapytał.

W niedzielę przypada 60. rocznica wybuchu rewolucji węgierskiej, zwanej też powstaniem węgierskim. Jego uczestnicy domagali się przywrócenia wolności słowa i innych swobód obywatelskich oraz pełnej niezależności od ZSRR. Rozpoczęta 4 listopada interwencja wojsk sowieckich w ciągu kilku tygodni krwawo stłumiła powstanie. Władzę na Węgrzech przejął wówczas marionetkowy rząd Janosa Kadara.

Represje wobec uczestników węgierskiego powstania trwały jeszcze długo po ostatecznym zdławieniu wolnościowego zrywu. W walkach zginęło ponad 2,5 tys. osób. Po upadku powstania kilkaset osób stracono, tysiące trafiły do więzienia, a ponad 200 tys. ludzi wyemigrowało.

(az)