Spadający airbus miał dziurę w kadłubie - tak twierdzą niektórzy mieszkańcy miejscowości Barcelonnette, która znajduje się zaledwie kilka kilometrów od miejsca katastrofy maszyny Germanwings. Wczoraj samolot rozbił się w trudno dostępnym rejonie francuskich Alp.
Kilka godzin temu był klient, który to opowiadał. Wcześniej rozmawiałem z innymi osobami, które widziały dziurę w kadłubie - mówi właściciel jednej z kawiarni w Barcelonnette.
Przyczyny katastrofy najprawdopodobniej będą znane po przeanalizowaniu danych z czarnych skrzynek.
Na miejscu katastrofy odnaleziono do tej pory jedno urządzenie rejestrujące. To rejestrator rozmów w kokpicie. Czarna skrzynka została uszkodzona, ale nadal może być wykorzystana do badań - potwierdził szef MSW Bernard Cazeneuve.
Urządzenie CVR, czyli cockpit voice recorder, zostało już przekazane śledczym w Paryżu.
Teraz trwa poszukiwanie drugiej czarnej skrzynki maszyny, czyli rejestratora parametrów lotu.
Lecący z Barcelony do Duesseldorfu Airbus A320 tanich linii Germanwings, należących do Lufthansy, rozbił się we wtorek przed południem w trudno dostępnym rejonie we francuskich Alpach. Na pokładzie znajdowało się 150 osób, w tym sześciu członków załogi; nikt nie przeżył katastrofy.
Według linii Germanwings na pokładzie było najprawdopodobniej 67 Niemców, w tym 16 licealistów wracających z tygodniowej wymiany językowej; hiszpańskie władze informowały także o 45 hiszpańskich nazwiskach na liście pasażerów. Według napływających wciąż danych samolotem podróżowali także Brytyjczycy, Australijczycy i Japończycy, a także obywatele Kazachstanu.
Maszyna miała 24 lata. Szef Lufthansy Carsten Spohr zapewnił jednak, że airbus był w znakomitym stanie technicznym. Wykluczył, by naprawa samolotu przeprowadzona dzień wcześniej mogła mieć związek z przyczyną katastrofy.
(abs)