Zastępca sekretarza stanu USA John Sullivan stwierdził w środę w Kongresie, że nie wie o żadnych próbach nacisku prezydenta Donalda Trumpa na Kijów w sprawie wszczęcia śledztwa dotyczącego Huntera Bidena, syna byłego wiceprezydenta Joe Bidena.
Desygnowany przez Trumpa na ambasadora w Rosji Sullivan zapewnił przed senacką komisją spraw zagranicznych, że w przypadku wyjazdu na tę placówkę będzie "bezwzględny" m.in. w sprawach ingerowania Kremla w amerykański proces wyborczy czy wrogich działań Kremla wobec Gruzji i Ukrainy.
Stwierdził też, że osobisty prawnik prezydenta Rudy Giuliani przewodził kampanii, by usunąć ze stanowiska ambasador USA na Ukrainie Marie Yovanovitch. Yovanovitch została nieoczekiwania odwołana w maju. Była ambasador utrzymuje, że Trump wywierał presję na Departament Stanu, aby pozbawił ją stanowiska w Kijowie.
To do obowiązków Sullivana należało powiadomienie ambasador o jej odwołaniu. Jak oświadczył, sekretarz stanu Mike Pompeo powiedział mu, że prezydent stracił do niej zaufanie. Sullivan miał też dostać od "kogoś z Białego domu" szereg negatywnych informacji o byłej ambasador. Jego zdaniem materiały te nie obciążały jednak Yovanovitch. Informując zainteresowaną o decyzji, Sullivan miał jej powiedzieć, że nie uważa, by na nią zasługiwała.
Pytany, dlaczego nie sprzeciwiał się usunięciu jej ze stanowiska, Sullivan odpowiedział, że ambasadorzy pracują dla prezydenta i to on decyduje w ich sprawach. "Jeśli prezydent traci zaufanie do ambasadora, słusznie czy niesłusznie, to ambasador odchodzi" - stwierdził, dodając, że on i Pompeo próbowali przeciwdziałać kampanii Giulianiego.
Zastępca sekretarza stanu stwierdził, że wiedział o wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, ale nie znał powodów tej decyzji. Podkreślił też, iż wierzy, że używanie pomocy wojskowej do wywierania presji na politycznych rywali "byłoby sprzeczne z naszym wartościami".
Sullivan przyznał, że nie wie o żadnych próbach nacisku Trumpa na Kijów ws. wszczęcia śledztwa dotyczącego Huntera Bidena. Podkreślił, że prezydent "zaprzeczył, że było jakiekolwiek quid pro quo (coś za coś)".
Dochodzenie w sprawie afery ukraińskiej i ewentualnego impechmentu prezydenta prowadzą komisje spraw zagranicznych, wywiadu oraz nadzoru i reform w Izbie Reprezentantów.
Śledztwo w sprawie ewentualnego odsunięcia prezydenta od władzy uruchomił raport sygnalisty, który poinformował o kontrowersyjnej rozmowie telefonicznej Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, która miała miejsce 25 lipca.
Zdaniem Demokratów Trump nadużył swojego urzędu, nalegając na władze Ukrainy, by wszczęły nowe śledztwo w sprawie syna Joe Bidena, Huntera, w związku z jego zatrudnieniem w ukraińskiej firmie gazowej Burisma Holdings. W ten sposób chciał ich zdaniem zaszkodzić Joe Bidenowi, który jest jego najpoważniejszym rywalem w wyborach prezydenckich.
Trumpowi zarzuca się wywieranie presji na inne państwo w celu skłonienia go do ingerencji w amerykańskie wybory prezydenckie oraz próby zamaskowania tych zabiegów. Zeznania świadków potwierdzają jak dotąd ocenę i obawy sygnalisty. Prezydent USA utrzymuje, że w rozmowie z Zełenskim nie popełnił błędów.