W greckim porcie Wolos trawlery zebrały tylko w ciągu jednej doby 40 ton martwych ryb. Zabił je kontakt ze słoną, morską wodą. "Smród był nie do zniesienia" - przyznaje burmistrz miasta.
"Unoszące się na wodzie śnięte ryby utworzyły srebrzysty koc w całym porcie. Smród zaniepokoił mieszkańców i władze, które spieszyły się, aby zebrać martwe ryby, zanim odór dotrze do pobliskich restauracji i hoteli" - pisze w swej relacji z położonego w środkowej Grecji miasta Wolos agencja Reutera.
To ryby słodkowodne, zostały porwane ze swoich siedlisk w jeziorach podczas powodzi, która nawiedziła Grecję jeszcze w ubiegłym roku. Wywołał ją diakan, czyli śródziemnomorski cyklon, o imieniu Daniel. Ryby niesione wraz z wodami powodziowymi trafiły do rzeki, a następnie do Zatoki Pagasyjskiej, nad którą leży Wolos. Kontakt ze słoną, morską wodą je zabił.