Huragan polemik wybuchł we Francji po brutalnej interwencji paryskiej policji przeciwko ciemnoskóremu mężczyźnie, który… nie nosił maseczki na ulicy. Został on pobity, funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego i grozili mu pistoletami. Raport policji ujawnia jednak szczegóły, które rzucają nowe światło na całe zajście.
Młody ciemnoskóry producent płyt raperów twierdzi, że kiedy wchodził bez maseczki do niewielkiego studia nagrań Black Gold Studios w Paryżu policjanci rzucili się na niego i zaczęli go bić, wyzywając go od "brudnych czarnuchów". Zapewnia, że chodziło o atak rasistowski.
Funkcjonariusze, którzy zostali zawieszeni przez szefa MSW Geralda Darmanina - przedstawiają jednak w raporcie zupełnie inną wersję wydarzeń. Mężczyzna bez maseczki palił na ulicy haszysz. Kiedy policjanci próbowali go zatrzymać - odepchnął jednego z nich, uciekł i usiłował się zabarykadować w studiu.
W czasie bijatyki wielokrotnie próbował chwycić pistolet jednego z funkcjonariuszy. Stróże porządku twierdzą, że sprawiał wrażenie osoby zupełnie nieczułej na ból - być może z powodu zażytych narkotyków. Następnie odmawiający podporzadkowania się poleceniom policjantów mężczyzna wezwał na pomoc około dziesięciu ciemnoskórych raperów, którzy nagrywali płytę w piwnicy studia. Krzyczał do stróżów porządku: "Załatwimy was! Już jesteście martwi!". Raperzy siłą wypchnęli ze studia policjantów. Wtedy ci ostatni użyli gazu łzawiącego i zaczęli grozić bronią palną. Prawie całe zajście zostało sfilmowane przez kamerę monitorującą wejście do studia nagrań Black Gold Studios.