"Nie ma sprawiedliwości, nie ma pokoju!" - z takim hasłem setki osób protestowały na ulicach amerykańskiego Ferguson. Zamieszki wybuchły po tym, jak ława przysięgłych uznała, że nie ma podstaw, by oskarżyć białego policjanta, który w sierpniu zastrzelił czarnoskórego nieuzbrojonego 18-latka. Manifestacja rozpoczęła się także przed Białym Domem w Waszyngtonie. Prezydent USA Barack Obama zaapelował o zachowanie spokoju.
Podczas konferencji prasowej wieczorem czasu lokalnego prokurator hrabstwa St. Louis Robert McCulloch poinformował, że po dwóch dniach obrad 12-osobowa wielka ława uznała, iż "nie istnieje żadna prawdopodobna przyczyna, by postawić policjanta Wilsona w stan oskarżenia". Według ławników, policjant strzelając do 18-letniego Michaela Browna działał w samoobronie i nie przekroczył swych uprawnień.
Ogłoszoną decyzję z dezaprobatą przyjął tłum zebrany pod wydziałem policji w Ferguson. Demonstrujący zaczęli rzucać w policjantów różnymi przedmiotami. System nas znowu zawiódł - krzyczała jedna z kobiet. Chwilę później zaczęły się protesty wywołane głównie przez Afroamerykanów. Demonstranci obrzucali policję butelkami i kamieniami, wykrzykując "nie ma sprawiedliwości, nie ma pokoju!". Podpalano sklepy, zniszczono kilka radiowozów.
Prokurator odmówił podania informacji, czy decyzja została podjęta jednomyślnie przez złożoną z 9 białych i trzech czarnoskórych członków ławy, tłumacząc, że jest to tajne. Poinformował, że przez 25 dni członkowie ławy przysięgłych zaznajomili się ze wszystkimi możliwymi dowodami, w tym ponad 70 godzinami zeznań, złożonymi przez około 60 świadków. Są jedynymi ludźmi, którzy usłyszeli każdego świadka (...) i zapoznali się z każdym dostępnym dowodem. (...) Ich zadaniem było oddzielić fakty od fikcji - powiedział McCulloch.
Prokurator tłumaczył, że wielu świadków przedstawiło sprzeczne zeznania, które okazały się niezgodne z dowodami. Wskazał, że wyniki trzech autopsji potwierdziły, iż nieprawdziwe były zeznania i wypowiedzi medialne tych świadków, którzy utrzymywali, że Wilson strzelał do Browna w plecy. Prokurator powiedział, że część świadków wycofała się z niektórych wypowiedzi, a niektórzy przyznali później, że tylko powtarzali to, co słyszeli od innych. Za niespójne i sprzeczne McCulloch uznał też zeznania różnych świadków, którzy utrzymują, że Brown trzymał ręce w górze, gdy policjant do niego strzelał.
Wskazał, że znalezione na i w samochodzie policyjnym ślady krwi Browna oraz kule dowodzą, iż między mężczyznami doszło do przepychanki już w samochodzie. Ma to potwierdzać zeznania Wilsona, że Brown próbował odebrać mu broń. Zeznając przed ławą przysięgłych we wrześniu, Wilson zapewniał, że bał się o własne życie. McCulloch poinformował, że wszystkie dowody, na podstawie których ława podjęła swoją decyzję, zostaną udostępnione. Wśród tych dowodów jest nagranie audio z samochodu.
Rodzina Browna wydała oświadczenie, w którym wyraziła głębokie rozczarowanie decyzją ławy przysięgłych. Jednocześnie bliscy Browna zaapelowali do protestujących o spokój. Jesteśmy głęboko rozczarowani, że zabójca naszego dziecka nie poniesie konsekwencji swoich czynów - napisała rodzina. Rozumiejąc ból, jaki wiele osób chce z nami dzielić, prosimy, by wyładowywały one frustrację w sposób, który doprowadzi do pozytywnych zmian. Musimy razem pracować, by naprawić system, by to się nigdy nie powtórzyło.
O spokój zaapelował też Barack Obama. Jesteśmy narodem opartym na zasadach prawa, więc musimy respektować decyzję wielkiej ławy - powiedział amerykański prezydent w specjalnym wystąpieniu w Białym Domu. Przyznał, że jest zrozumiałe, iż wielu Amerykanów będzie "głęboko rozczarowana", ale "ranienie innych albo niszczenie mienia nie jest odpowiedzią".
18-letni Michael Brown nie był uzbrojony, gdy w sierpniu został zastrzelony przez 28-letniego policjanta Darrena Wilsona. Wyniki autopsji wskazują, że otrzymał sześć lub siedem strzałów, w tym dwa w głowę. Okoliczności zdarzenia od początku były bardzo niejasne. Policja twierdziła, że Brown uderzył policjanta i próbował odebrać mu broń, natomiast świadkowie utrzymywali, że Wilson strzelał do Browna, mimo iż ten stał z rękami podniesionymi do góry.
Śmierć Browna została odebrana przez lokalną czarnoskórą społeczność jako przestępstwo na tle rasowym. W mieście wybuchały demonstracje, które przerodziły się w trwające wiele dni starcia z policją. By tłumić zamieszki, policja używała gazu łzawiącego i granatów hukowych, na ulicach pojawiły się pojazdy opancerzone i uzbrojeni w karabiny szturmowe policjanci, co - jak komentowały media - dodatkowo wzburzyło protestujących.
W obawie, że jeśli policjant nie zostanie postawiony w stan oskarżenia, w Ferguson wybuchną kolejne zamieszki, gubernator stanu Missouri już tydzień temu ogłosił stan wyjątkowy i podjął decyzję o rozmieszczeniu w Ferguson i pobliskim St. Louis oddziałów Gwardii Narodowej.
(bs)