Co najmniej 15 osób zginęło dziś w serii zamachów bombowych w całym Iraku - poinformowała policja i źródła medyczne. To kolejne ataki w tym kraju w ostatnich tygodniach. W kwietniu bilans ofiar był najgorszy od 2009 roku. Obserwatorzy obawiają się wybuchu konfliktu na tle wyznaniowym.

Do pierwszego ataku doszło na wschód od miasta Faludża. Zamachowiec samobójca wmieszał się w tłum czekających na wypłatę żołdu sunnitów - członków tzw. Rady Przebudzenia, którzy zwrócili się przeciwko Al-Kaidzie i popierają irackie władze. Jak podała policja, zginęło tam sześć osób.

W Bajdżi, ok. 180 km na północ od Bagdadu, w wybuchu bomby zginęło czterech policjantów. W szyickiej dzielnicy północno-wschodniego Bagdadu eksplodował z kolei samochód pułapka. Co najmniej trzy osoby nie żyją, a 14 zostało rannych.

Inny samochód pułapka wybuchł w mieście Ramadi. Zginęło tam dwóch policjantów, a kolejnych 10 zostało rannych.

Zaostrza się spór sunnitów i szyitów

W Iraku jest wiele sunnickich islamistycznych grup, w tym lokalna gałąź Al-Kaidy, które w przeszłości organizowały zamachy. Chciały w ten sposób zdestabilizować zdominowany przez szyitów rząd i doprowadzić do konfliktu na szerszą skalę.

Obecnie jest w Iraku mniej aktów przemocy niż w najbardziej krwawych latach 2006-2007. Wstępne dane wskazują, że w kwietniu miesięczny bilans ofiar był najgorszy od 2009 roku.

Według komentatorów fala przemocy w Iraku nasiliła się wraz z rozwojem wojny domowej w sąsiedniej Syrii i zaostrzeniem delikatnych relacji między sunnitami a szyitami.

(MRod)