Ukraiński wywiad wojskowy (HUR) przekazał, że rosyjskie siły cofają się przed naporem syryjskich rebeliantów. Do walk dołączają iraccy bojownicy finansowani przez Iran, ale włączenia się do konfliktu odmawia na razie libański Hezbollah, który musi martwić się o kruche zawieszenie broni z Izraelem. Bieg wydarzeń na Bliskim Wschodzie przyspiesza.
Setki wspieranych przez Iran irackich bojowników przekroczyło w poniedziałek granicę z Syrią, aby pomóc rządowi Baszara al-Asada w walce z rebeliantami, którzy w zeszłym tygodniu zajęli Aleppo - informuje agencja Reutera.
To właśnie utworzony przez Teheran sojusz lokalnych grup bojowników, wspieranych przez rosyjskie lotnictwo odegrał kluczową rolę w zwycięstwie nad rebelią przeciwko al-Asadowi w 2011 roku.
Teraz wiatr historii wieje w drugą stronę. W czasie, gdy Rosja prowadzi inwazję na Ukrainę, a Hezbollah (czyli libańska organizacja finansowana przez Iran) jest uwikłany w konflikt z Izraelem, rebelianci zajmują kolejne tereny w Syrii, a udany szturm na Aleppo stanowi ich największy sukces.
Przywódca rebeliantów Hadi al-Bahra przyznał zresztą wprost Reutersowi, że operacja w Aleppo była możliwa dzięki zaangażowaniu Iranu w konflikt z Izraelem. Dodał, że przygotowania do ataku na Aleppo trwały już od ubiegłego roku, lecz zostały one wstrzymane z powodu wojny w Strefie Gazy. Teheran reaguje, ale prawdopodobnie niewystarczająco i na pewno z dużym opóźnieniem.
Źródła irackie i syryjskie potwierdziły jednak wysłanie do Syrii większej liczby wspieranych przez Iran irackich bojowników. Minister spraw zagranicznych Iranu powiedział, że Teheran "udzieli wszelkiego potrzebnego wsparcia" i że "grupy oporu" przyjdą Asadowi z pomocą.
Syryjskie źródło wojskowe powiedziało Reutersowi, że bojownicy przeprawiali się przez rzekę w małych grupach, aby uniknąć nalotów. Agencja oszacowała, że na wojnę zmierza około 300 bojowników.
Libański Hezbollah, od dawna najskuteczniejsza siła wspierana przez Iran na polu bitwy i kluczowy element sojuszu wojskowego dla Asada w Syrii, nie został jeszcze poproszony o interwencję i nie był zresztą gotów na wysłanie wojsk po wyczerpującym konflikcie z Izraelem.
Zawieszenie broni wydaje się zresztą wisieć na włosku. Izraelska armia poinformowała, że ostrzelała pozycje Hezbollahu w odpowiedzi na łamanie warunków rozejmu, który wszedł w życie w ubiegłą środę. Od tego czasu obie strony oskarżają się o prowokacje.
Wojska izraelskie w ostatnich dniach przeprowadziły kilka uderzeń, zaznaczając, że likwidują w ten sposób "zagrożenia naruszające zawieszenie broni".
O wsparciu Asada przez Liban nie może być na razie mowy. Jedno ze źródeł agencji Reutera podało zresztą, że Hezbollah ściągnął z północnej Syrii wyższych rangą oficerów odpowiedzialnych za obronę Aleppo, aby pomóc w wojnie lądowej przeciwko Izraelowi. Swoje regularne siły grupa miała wycofać do Libanu z Syrii w październiku.
Sytuacja w Syrii zaskoczyła też Moskwę. W niedzielę odwołano generała dowodzącego rosyjskim kontyngentem, który pomagał Baszarowi al-Asadowi utrzymać władzę.
Ukraiński wywiad wojskowy donosi, że rosyjskie siły opuściły Hamę, ewakuując się do bazy lotniczej w Humajmim. Szef sztabu koordynacyjnego zlokalizowanego w bazie generał Aleksander Żurawlew miał stwierdzić, że sytuacja wymknęła się spod kontroli Asada. Rosjanie mieli też w pośpiechu opuścić bazę w Chan Szajchun - mieście położonym w muhafazie Idlib, znajdującej się pod kontrolą sił rebelianckich. Siły Moskwy - według relacji HUR - miał pozostawić tam znaczne ilości arsenału broni i sprzętu.
Stolicę kraju - Damaszek - opuszczają także rosyjscy wojskowi i dyplomaci. Walki o miasto miały się już rozpocząć.