Rodzice Otto Warmbiera, studenta, który został zatrzymany podczas pobytu na Półwyspie Koreańskim, a po powrocie do Stanów Zjednoczonych zmarł, pozwali Koreę Północną. Rodzina Warmbiera twierdzi, że mężczyzna był "brutalnie torturowany, a w konsekwencji zmarł". Pozew zbiegł się w czasie z przygotowaniami do rozmowy Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem.
Historia Amerykanina wstrząsnęła światem. Otto Warmbier wyjechał do Korei Północnej w celach turystycznych. Na lotnisku, tuż przed wylotem do Stanów Zjednoczonych został zatrzymany przez miejscową policję pod zarzutem przestępstwa przeciwko państwu oraz działalności wywrotowej. Powodem była kradzież propagandowego plakatu z hotelu, w którym mieszkał.
Warmbier spędził w północnokoreańskim więzieniu 17 miesięcy. Przyznał się do kradzieży i został skazany na 15 lat ciężkich robót. W czerwcu 2017 roku, po staraniach amerykańskich dyplomatów został uwolniony. W stanie śpiączki przewieziono go do USA. Zmarł w swojej ojczyźnie kilka dni po przylocie.
Amerykanie wskazali, że przyczyną śmierci był brak odpowiedniego dopływu tlenu i krwi do mózgu. Z kolei Koreańczycy twierdzili, że student zmarł przez zatrucie jadem kiełbasianym. Służby w Stanach Zjednoczonych nie potwierdziły tej wersji. Nie znaleziono też dowodów na to, że mężczyzna był torturowany.
Otto był zakładnikiem, więziono go z powodów politycznych, wykorzystano jako pionka i surowo potraktowano - powiedział jego ojciec Fred Warmbier informując o pozwie. Amerykańskie media informują, że pozew może źle wpłynąć na relacje na linii Waszyngton - Pjongjang.
(nm)