​Jeden z bohaterów akcji ratunkowej w Tajlandii nie będzie tych dni - mimo wielkiego sukcesu - wspominał szczęśliwie. Australijski doktor, który przebywał z młodymi piłkarzami, który utknęli w jaskini, dowiedział się po wyjściu z groty, że jego ojciec nie żyje.

Anestezjolog Richard Harris był jednym ze specjalistów, którzy nurkowali w jaskini, gdzie utknęło 12 młodych piłkarzy i ich trener. Harris badał chłopców i według innych jego rola była kluczowa w tym przedsięwzięciu. To on opracował plan, by najpierw wynieść z jaskini najsłabszych chłopców, ponieważ bał się, że mogą nie przeżyć kolejnych dni w grocie. We wtorek udało się wszystkich przetransportować na zewnątrz.

Rano tego dnia ojciec Harrisa zmarł w Adelaide. Tuż po tym, jak wszyscy wyszli z jaskini - powiedział w rozmowie z agencją Reutera Andrew Pearce, członek ekipy ratunkowej z australijskiego miasta, gdzie na co dzień Harris pracuje.

To był wielki szok - dodał Pearce. Nie podał, ile Jim Harris miał lat, ani jaka była przyczyna jego śmierci. Dajesz z siebie wszystko, a potem dochodzi do ciebie smutna wiadomość o twoim ojcu, o twoim najlepszym przyjacielu. To naprawdę ciężkie - podkreślił.

Sam Richard Harris nie wypowiedział się dla żadnych mediów.

23 czerwca dwunastu chłopców w wieku od 11 i 16 lat z drużyny piłkarskiej i ich 25-letni trener utknęło w jaskini w prowincji Chiang Rai w północnej Tajlandii, odciętej od świata przez ulewne deszcze i podnoszący się poziom wody. Po dziewięciu dnia poszukiwań zaginionych odnaleźli brytyjscy nurkowie. W ramach skomplikowanej operacji cała grupa została wydobyta na powierzchnię w niedzielę, poniedziałek i wtorek.

(az)