Przywiązany do 55 wypełnionych helem kolorowych balonów Amerykanin Jonathan Trappe przeleciał nad kanałem La Manche. Śmiałek wystartował z południowej Anglii i po pięciu godzinach, odcinając kolejne balony, wylądował na polu kapusty we Francji.
Poszukiwacz przygód wykorzystując wiązkę balonów, pokonał około 100 km. Po wylądowaniu zapewnił, że o pokonaniu kanału La Manche w ten sposób marzył całe życie i że było to "wyjątkowe, ciche, spokojne przeżycie".
36-latek z Północnej Karoliny zapytany, dlaczego zdecydował się na tak wyjątkową podróż, wyjaśnił: Nigdy nie śniło się wam, że łapiecie wiązkę baloników i odlatujecie? Myślę, że jest to coś wspólnego ponad kulturami i ponad granicami, po prostu cudowna fantazja, by chwycić balony i unieść się w przestrzeń.
Jednak jego podróż nie była kwestią wyłącznie chwilowej fantazji. Przed pokonaniem kanału Trappe musiał zdobyć pozwolenia od francuskich i brytyjskich władz nadzorujących ruch powietrzny.
Oprócz balonów zaopatrzył się on w specjalnie przygotowane i obciążone krzesło, na którym siedział i do którego przywiązano balony, przekaźnik lotniczy, butle z tlenem, radio samolotowe i urządzenia namierzające jego pozycję.
Trappe twierdzi, że w ubiegłym miesiącu pobił rekord najdłuższego swobodnego lotu balonem, spędzając w powietrzu 14 godz. i pokonując ponad 175 km. Podczas innego lotu miał się wzbić balonem na wysokość 17930 stóp (5465 metrów), czyli tuż poniżej kontrolowanej przestrzeni powietrznej.
Dzisiejszy przelot był znacznie mniej emocjonujący niż przeprowadzona w 1785 roku pierwsza próba pokonania kanału La Manche w podobny sposób. Wypełniony wodorem balon, którym lecieli Francuz Jean-Pierre Blanchard i Amerykanin John Jeffries, okazał się nieszczelny i musieli oni wyrzucić do wody cały balast i większość ubrań, by z ledwością utrzymać się w powietrzu.