Rząd w Prisztinie po protestach odroczył o miesiąc wejście w życie przepisów, które nakładają na etnicznych Serbów zamieszkujących północne Kosowo obowiązek wymiany tablic rejestracyjnych samochodów z serbskich na kosowskie w ciągu 60 dni. Zadowolenie z tej decyzji wyraził szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Według wcześniejszego planu od 1 sierpnia Serbowie mieli mieć dwa miesiące na wymianę tablic i dokumentów. Od tego dnia wszyscy obywatele Serbii odwiedzający Kosowo mieli też uzyskiwać na granicy dodatkowy dokument, umożliwiający im wjazd.
W niedzielę wieczorem protestujący Serbowie zablokowali ciężarówkami i innym ciężkim sprzętem drogi dojazdowe do dwóch przejść na granicy z Serbią - Jarinje i Bernjak. Według kosowskiej policji, wznosili także barykady i strzelali w kierunku sił porządkowych. "Na szczęście nikt nie został ranny" - podała w komunikacie policja. Poinformowała jednak o zamknięciu obu przejść.
"Ogólna sytuacja bezpieczeństwa w północnych gminach Kosowa jest napięta" - stwierdziło w oświadczeniu dowództwo kierowanej przez NATO misji pokojowej KFOR w Kosowie.
Po serbskich protestach i konsultacjach z ambasadorami UE i USA władze w Prisztinie poinformowały w nocy z niedzieli na poniedziałek, że odłożą swój plan o miesiąc i rozpoczną jego wdrażanie 1 września. Jednocześnie rząd premiera Albina Kurtiego potępił blokady dróg na północy kraju i "ostrzelanie policji przez uzbrojone osoby". Odpowiedzialnością za "agresywne działania" obciążył władze Serbii.
Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell z zadowoleniem przyjął decyzję władz w Prisztinie. Podkreślił na Twitterze, że "otwarte kwestie powinny być rozwiązywane poprzez dialog wspierany przez UE i koncentrować się na kompleksowej normalizacji stosunków między Kosowem a Serbią".
Serbia i Kosowo rozpoczęły w 2013 roku dialog pod auspicjami Unii Europejskiej, lecz do tej pory nie osiągnięto znaczącego porozumienia.