Na reklamowanym jako „najpiękniejsza plaża w USA” kawałku wybrzeża Florydy w dziewięć dni czerwca utonęło siedem osób. Nie działają ostrzeżenia o śmiertelnie niebezpiecznych prądach, które stanowią pułapkę dla pływaków uznających Panama City Beach za idealne miejsce do wypoczynku i surfowania.

Śmiertelne wypadki odnotowano w Panama City Beach w okresie od 15 do 24 czerwca - podaje stacja CBS News. W tych dniach siedem osób utonęło w tym miejscu, bagatelizując ostrzeżenia o czyhających na pływaków bardzo silnych prądach odpływowych.

CBS News przytacza listę ofiar zabójczego prądu. 15 czerwca utonął 52-letni mężczyzna, trzy później dni walkę z żywiołem przegrał 47-latek z Alabamy. 21 czerwca ocean pochłonął 53-letniego turystę z Karoliny Południowej, a dzień później na odcinku plaży w pobliżu Flamingo Hotel and Tower utopił się 47-latek z Tennessee.

Najwięcej ofiar jednego dnia odnotowano 24 czerwca. Z wody wyłowiono wówczas ciała 68-letniego mężczyzny z Michigan oraz 63-latka i 39-latka z Georgii.

Władze hrabstwa Bay, które obejmuje Panama City Beach, wyraziły ubolewanie z powodu  "tragicznych i niepotrzebnych" incydentów i wezwały plażowiczów do przestrzegania ostrzeżeń ratowników.

"Jestem bardzo sfrustrowany sytuacją, z którą mamy do czynienia (...). Patrzyłem, jak moi zastępcy, strażacy i ratownicy ryzykowali życie, by ratować nieznajomych. Widziałem, jak turyści umierają, próbując ratować swoje dzieci i swoich bliskich, w tym dwóch ojców (którzy utonęli - przyp. red.) w dzień ojca" - przekazał na Facebooku szeryf hrabstwa Bay Tommy Ford.

"Mówisz, że jesteś 'dobrym' pływakiem, doświadczonym pływakiem, wyczynowym pływakiem. Ale nie możesz się równać z siłą prądu (odpływowego - przyp. red.)" - przekazało w innym wpisie biuro szeryfa. 

Pokazano też, jak potężnym żywiołem jest odpływ i prądy przez niego wywoływane. "Mówią, że obraz jest wart tysiąca słów. Mamy nadzieję, że tak jest" - napisano w poście.

Piaszczyste i śnieżnobiałe wybrzeże Panama City Beach należy do ulubionych miejsc plażowania Amerykanów. Wielu z nich nie zważa na ostrzeżenia o zdradliwych i niezwykle groźnych prądach powstających w czasie odpływu. Wtedy najczęściej dochodzi do śmiertelnych wypadków. Próbując wrócić na brzeg i walcząc z prądem przypływowym pływacy opadają z sił i toną. W takich warunkach nawet prowadzenie akcji ratowniczej jest bardzo trudne i naraża udzielających pomocy na śmiertelne niebezpieczeństwo.