W tunelach pod pasami startowymi największego paryskiego lotniska im. de Gaulle'a znajduje się 25 nielegalnych meczetów, a firmy obsługujące bagaże zatrudniają członków terrorystycznego Bractwa Muzułmańskiego – to rewelacje książki znanego francuskiego nacjonalisty Philippe'a de Villiers.
Lotnisko de Gaulle'a to - wg Villiersa - gniazdo groźnych islamskich fundamentalistów, którzy mogą w każdej chwili włożyć bombę do walizki jakiegoś podróżnego. W swojej książce Villiers powołuje się na poufne dokumenty francuskich służb specjalnych.
Sytuacja wokół tej sprawy jest bardzo niejasna, ale już wywołała polityczne trzęsienie ziemi. Jeden z szefów służb specjalnych podał się do dymisji, choć wcześniej zdementował, że dokumenty, o których pisze Villiers, są prawdziwe. Szef MSW Sarkozy, dla którego ta afera jest bardzo niewygodna, twierdzi, że "islamizacja lotniska" jest grubo przesadzona. Jednocześnie zapewnia, że rząd wie doskonale, co się tam dzieje.
Przywódca francuskiej wspólnoty muzułmańskiej żąda natychmiastowego sprawdzenia informacji zawartych w książce, gdyż uważa, że są one nieprawdziwe. Dodajmy tylko, że książka jeszcze się nie ukazała; a całe zamieszanie wywołał jedynie przedruk jej fragmentów w prasie.
Czy w związku z rewelacjami blady strach padł na podróżnych? Sprawdzał to na lotnisku nasz korespondent Marek Gładysz: