100 tysięcy złotych nagrody czeka za wskazanie autorów fałszywego alarmu bombowego w Warszawie. W różnych punktach miasta znaleziono 13 podejrzanych reklamówek z atrapami ładunków.
To nie jest taki zwykły wygłup, z jakim mieliśmy do tej pory do czynienia; jakiś telefon. To było bardzo dobrze zorganizowane w czasie i miejscu - mówi Krzysztof Lidel, naczelnik wydziału do walki z terroryzmem z MSWiA.
Policja zabezpieczyła ślad na atrapach. Zatrzymano nawet 2 osoby, ale nie zostały one zidentyfikowane przez świadków, dlatego je zwolniono. Przypomnijmy, osobie lub osobom, które zostawiły podejrzane pakunki, grozi do 12 lat więzienia.
Wiadomo, że sprawców było co najmniej kilku, najprawdopodobniej dobrze znających miasto i zorientowanych w tematyce materiałów wybuchowych. Pozostawione przez nich paczki zwróciły uwagę psów policyjnych.
W czwartkowy poranek w Warszawie ktoś pozostawił 13 reklamówek zawierających podejrzane ładunki. W części z nich znajdowała się proszek, który miał taki sam zapach, jak materiał pirotechniczny. Zaalarmowano odpowiednie służby. Akcja policyjnych pirotechników na kilka godzin sparaliżowała ruch w znacznej części Warszawy. Korki utworzyły się m.in. na placu Bankowym, Moście Poniatowskiego, Rondzie de Gaulle'a i Rondzie Dmowskiego.
Policjanci przeglądają taśmy z kamer monitorujących miasto. Na ulicach jest też więcej patroli, ponieważ nie zdecydowano się na odwołanie stanu podwyższonej gotowości. W szpitalach wciąż gotowych jest 900 wolnych łóżek.
Podobne zgłoszenia o bombach sparaliżowały w środę wieczorem dworce kolejowe w Trójmieście. Policja zatrzymała już 40-latka, który poinformował, że podłożył ładunki wybuchowe na dworcach w Gdańsku, Sopocie i Gdyni. Ewakuowano ponad 1000 osób.
Podejrzany mężczyzna jest w policyjnej izbie zatrzymań. Kilka dni temu uciekł ze szpitala psychiatrycznego