Kilkuset policjantów i żołnierzy izraelskich rozpoczęło likwidację obozu aktywistów palestyńskich, który zorganizowano na miejscu projektowanego osiedla żydowskiego na okupowanym Zachodnim Brzegu. Izraelczycy używają buldożerów, które równają teren wioski namiotowej z ziemią.
Obóz namiotowy, nazwany Bab al-Chams (Słoneczne wrota), usytuowano między osiedlem Maale Adumim i Jerozolimą Wschodnią w miejscu nazwanym E1, w którym ma powstać kolejne osiedle osadników izraelskich na Zachodnim Brzegu.
Jak powiedziała jedna z organizatorek obozu Abir Copty, ma to być pokojowa odpowiedź palestyńska na wciąż powstające w tym miejscu nowe osiedla żydowskie.
Ponad 200 Palestyńczyków przebywających w obozie Bab al-Chams nie podporządkowało się wezwaniom izraelskim i nie opuściło go. Wczoraj wieczorem premier Izraela Benjamin Netanjahu polecił siłom porządkowym zlikwidowanie obozu. Nie chcemy używać siły, ale będziemy stanowczo reagować kiedy życie naszych funkcjonariuszy będzie zagrożone - powiedziała rzeczniczka policji izraelskiej Luba Samri.
Policjantom i żołnierzom towarzyszą buldożery, które równają teren wioski namiotowej z ziemią. Setki policjantów okrążyło obóz ze wszystkich stron i zatrzymują wszystkich - powiedział obecny na miejscu deputowany do palestyńskiej Rady Legislacyjnej Mustafa Barguti.
Palestyńczycy podkreślają tymczasem, że Izrael od dziesiątków lat rzuca wyzwanie prawu międzynarodowemu, buduje nielegalne kolonie na zagrabionych terytoriach i burzy domy palestyńskie. Mamy prawo walczyć i żyć na naszej ziemi - powiedział Abdullah Abu Rahmah, jeden z organizatorów protestu.
Zdaniem 27-letniego Omara Hassana przybyłego z Ramalli, inicjatywa tworzenia obozów palestyńskich daje "podstawy do optymizmu". To nowa forma oporu, inna niż walka zbrojna czy rzucanie kamieniami - dodał.