Mołdawska opozycja wstrzymała demonstracje w Kiszyniowie. Otrzymano bowiem zgodę na przejrzenie kart do głosowania i spisów wyborców. Protesty wywołały wyniki niedzielnych wyborów, w których komuniści zdobyli 60 mandatów w liczącym 101 członków parlamencie kraju. Podczas manifestacji podpalono parlament i siedzibę prezydenta. Setki uczestników protestów niosły flagi Unii Europejskiej i Rumunii. Padały okrzyki: Jesteśmy Rumunami!.
Jawnej cenzury nie ma, ale komuniści kontrolują w pełni telewizję i radio - mówi specjalnemu wysłannikowi RMF FM do Mołdawii Przemysławowi Marcowi szefowa Centrum Niezależnego Dziennikarstwa. Jej zdaniem, najważniejsze media nie informują, a jedynie uprawiają propagandę. Posłuchaj relacji:
Mołdawia to dawna rumuńska prowincja Besarabia. W protestach nie chodzi jednak tylko o sentymenty i politykę. Jak zauważa nasz specjalny wysłannik, Mołdawianie chcą poprawy warunków materialnych. Ludzie mają dość widocznej na każdym rogu biedy - tym bardziej, że widzą, jak zmienia się Rumunia po wejściu do Unii Europejskiej, a Mołdawia to kraj, o którego istnieniu tak naprawdę mało kto wie. Ludzie wyjechali za granicę i to za ich pieniądze żyje Mołdawia. Zwykły człowiek zarabia 1000-1500 lei, czyli 100 euro albo mniej. Emerytury też są głodowe i na życie nie wystarcza - stwierdził jeden z mieszkańców Kiszyniowa.
Warto podkreślić, że ostatnio rządzący komuniści zamiast szukać porozumienia z Europą Zachodnią, zaczęli wypełniać polecenia Kremla. Rosja obiecuje pomoc, ale w zamian za rezygnację z europejskich i natowskich ambicji Mołdawii. Posłuchaj relacji Przemysława Marca:
Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow domaga się tymczasem, by Bruksela i Bukareszt nie podżegały mieszkańców Mołdawii do działań antypaństwowych.