Ashton Carter, szef Pentagonu pojedzie w przyszłym tygodniu ze specjalną misją do Izraela. Ma przekonać Bejnamina Netanjahu, że podpisanie porozumienia z Iranem to dobry krok dla społeczności międzynarodowej - także dla jego kraju.
Premier Izraela wypracowany dokument nazwał historyczną pomyłką. Amerykański prezydent zadzwonił już do premiera Izraela i sam próbował mu wytłumaczyć, że porozumienie leży w interesie bezpieczeństwa narodowego jego kraju, ale nic to specjalnie nie dało. Stąd decyzja o wysłaniu szefa Pentagonu. Ma on zapewnić Netanjahu, że ta sprawa niczego nie zmienia w relacjach między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem, że kraje łączy silny sojusz.
Przekonywać trzeba nie tylko Izrael. Także w USA nie brakuje krytyków wypracowanego porozumienia. Prezydent Barack Obama usiłujący przekonać sceptyczny Kongres USA i amerykańską opinię publiczną podkreślił, że to historyczna szansa dążenia do lepszego świata. Podczas konferencji prasowej w Białym Domu Obama oświadczył m.in., że porozumienie z Iranem da możliwość pokojowego usunięcia "wielkiego zagrożenia dla bezpieczeństwa regionalnego i międzynarodowego".
Celem ogłoszonego we wtorek w Wiedniu porozumienia grupy 5+1 (USA, Rosji, Chin, W. Brytanii, Francji i Niemiec) z Teheranem jest stworzenie gwarancji, że Iran nie będzie prowadził prac nad bronią jądrową. Strona irańska przystała na wiele technicznych ograniczeń, zachowując prawo do pokojowego programu nuklearnego. Prezydent USA akcentował, że bez tego porozumienia groziłoby nasilenie walk na Bliskim Wschodzie oraz że inne kraje czułyby się zmuszone do prowadzenia własnych programów nuklearnych "w tym najbardziej niestabilnym regionie na świecie".
Obama wyraził przekonanie, że porozumienie z Teheranem odcina Iranowi wszystkie drogi do programu broni nuklearnej. Dodał przy tym, że nie ma "dźwigni dyplomatycznej", która umożliwiałaby wyeliminowanie do ostatka pokojowego programu nuklearnego Iranu, i oświadczył w tym kontekście, że alternatywą jest tylko dyplomacja albo wojna. Krytykom porozumienia z Iranem zarzucił, że nie przedstawili lepszej opcji. Prezydent przyznał, że Izrael - zdecydowanie przeciwny porozumieniu społeczności światowej z Teheranem - ma uzasadnione obawy o swe bezpieczeństwo w związku z postawą, zajmowaną wobec państwa żydowskiego przez Iran. Jednocześnie wskazywał, że broń nuklearna w rękach Iranu spotęgowałaby zagrożenie dla Izraela. Przypomniał, że Iran kwestionował prawo Izraela do istnienia, negował Holokaust, finansuje szyicki Hezbollah w Libanie, irańskie rakiety są skierowane na Tel Awiw. Kongres
USA ma 60 dni na ocenę porozumienia. W tym czasie Obama nie będzie mógł podjąć żadnych decyzji w sprawie zniesienia lub zamrożenia sankcji wobec Iranu. Zgodnie z oczekiwaniami, kontrolujący Kongres Republikanie natychmiast skrytykowali porozumienie, nie udając nawet, że zdążyli je przeczytać. Republikanie, tak jak premier Izraela Benjamin Netanjahu, twierdzą, że za miliardy uzyskane ze sprzedaży ropy w następstwie zniesienia sankcji, Iran będzie mógł w jeszcze większym stopniu niż obecnie sponsorować terroryzm. Obama zapowiedział, że zapowiedział, że zawetuje każdą ustawę w Kongresie USA, której celem byłoby podważenie wdrożenia umowy.
(j.)