Władze największego miasta francuskiej Riwiery ogłosiły alarm sanitarny. Specjaliści ostrzegają, że mieszkańcom Marsylii grożą epidemie tyfusu, cholery i roznoszonej przez szczury leptospirozy, która powoduje krwotoki oraz niewydolność nerek i wątroby. Co najmniej półtora tygodnia ma trwać usuwanie gór gnijących śmieci, które piętrzą się na ulicach po ponad dwutygodniowym strajku służb oczyszczania miasta.
Marsylia nazywana jest przez komentatorów "ostatnim bastionem" protestów przeciwko reformie emerytur we Francji. Na wpłyniecie do największego portu kraju - już od miesiąca blokowanego przez robotników - czeka ponad sto tankowców z ropą naftową.
Pracownicy służb oczyszczania miasta "zawiesili" strajk z powodu ryzyka epidemii chorób zakaźnych, ale grożą, że wznowią akcje protestacyjne.
Pierwsza rada, która usłyszał specjalny wysłannik RMF FM Marek Gładysz chodząc pomiędzy stosami rozkładających się odpadków: kiedy swędzi cię ręka lub noga - pod żadnym pozorem się nie drap!
Epidemie leptospirozy, tyfusu, a nawet cholery czy innych groźnych chorób mogą wybuchnąć bardzo szybko - nikt nie wie kiedy. Każde zadrapanie skory to otwarta brama dla milionów bakterii, które zaczynają się rozmnażać w astronomicznym tempie - ostrzegł go dr Alain Ricosi ze Szpitala Północnego w Marsylii, który codziennie bada próbki wody pobierane w rynsztokach.
Najbardziej narażone są dzieci. Jak zwykle bawią się na ulicach. Wystarczy, że piłka wpadnie im na stos śmieci, pomiędzy szczury - i może być problem. Była już tu armia, ale jeszcze nie dala sobie rady z tymi górami odpadków - wyjaśnia zrozpaczony mieszkaniec biednej dzielnicy miasta.
Na razie niekończące się stosy gnijących odpadków usunięte zostały tylko z przystani dla statków pasażerskich i miejsc najbardziej uczęszczanych przez turystów. Wystarczy wejść jednak w jedną z bocznych uliczek i smród jest taki, że wielu ludzi chodzi z szalikami naciągniętymi na nosy.
Śmierdzi, jest pełno szczurów, mam wrażenie, że mieszkam na gigantycznym wysypisku śmieci, ale chcę, żeby wznowili strajk, żeby bronili naszych emerytur. Spryskuję szalik perfumami, naciągam na nos i nie ma problemu. Z Sarkozym trzeba rozmawiać z pozycji siły - tłumaczy zdesperowana kobieta siedząca na tarasie kawiarni tuż koło góry śmieci i martwego szczura, nad którym krążą muchy.
Coraz więcej mieszkańców Marsylii ma już jednak dość "śmieciowej apokalipsy". To najgłupszy sposób protestowania przeciwko reformie emerytalnej - twierdzi wielu z nich. Dwutygodniowy strajk około stu ludzi pogrążył bowiem półtoramilionowe miasto w chaosie.
Nie mogę już znieść życia w tym gnoju. Nie rozumiem, dlaczego związkowcy zostawili nam te śmiecie pod nosem - zamiast wysypać je przed Pałacem Elizejskim albo przed parlamentem - oburza się młody mężczyzna.
Nieliczni turyści, którzy przyjeżdżają teraz do największego miasta francuskiej Riwiery, fotografują na pamiątkę nie starówkę, tylko spychacze i śmieciarki, które próbują usunąć z ulic ponad 10 tys. ton odpadów.
Chce pan zobaczyć dużego szczura? - pyta naszego wysłannika jeden z mieszkańców. Niech pan patrzy - tutaj. Niech pan powie słuchaczom, co tu się dzieje - prosi. Szczury są teraz duże jak psy i rozmnażają się jak króliki. Gdy wychodzimy rano do pracy widzimy ich pełno - wcale nie boją się ludzi - mówią mieszkańcy.
Cofnęliśmy się do średniowiecza - skarży się wielu z nich. Hotele i restauracje święcą pustkami, setki sklepów pozamykano, ludzie podpalają w nocy stosy śmieci i walczą z plagą karaluchów, pcheł, wszy i szczurów.
To naprawdę hańba dla tego miasta - mówi wściekły właściciel kiosku z gazetami. Klienci nie mogli wchodzić do mojego kiosku, bo wejście blokował 5-metrowy stos śmieci. Żołnierze pomogli mi zepchnąć odpady na jezdnię. Inni ludzie podpalają góry śmieci - choć grozi za to kara 4 lat wiezienia. nie mogą już po prostu znieść tego bródu. Problem polega na tym, że później płoną też zaparkowane obok motocykle i samochody - czasami trzeba nawet gasić okoliczne budynki - opowiada kioskarz.