Kilkuset mieszkańców miasta Culiacan na zachodzie Meksyku protestowało przeciw ujęciu słynnego króla narkotykowego Joaquina "Chapo" Guzmana. Domagali się jego uwolnienia, wskazując, że jego kartel wspomaga gospodarkę regionu.
Wielu protestujących mówiło, że potężny kartel Guzmana dawał pracę mieszkańcom biednych obszarów górskich. Zdaniem ekspertów ujęcie szefa gangu nie powstrzyma działalności samej organizacji, jednak mieszkańcy obawiają się, że może to źle wpłynąć na regionalną gospodarkę.
Muzycy idący w pochodzie grali na instrumentach, a uczniowie szkół średnich w swoich mundurkach nieśli tablice głoszące "Wolny Chapo" i "Kochamy Chapo".
Interweniowała policja, która próbowała rozproszyć protest; grupa demonstrantów obrzuciła funkcjonariuszy butelkami z wodą, na co ci odpowiedzieli gazem łzawiącym. Kilka osób zatrzymano.
Protestujący zapowiedzieli sprzeciw wobec wszelkich prób przeprowadzenia ekstradycji gangstera do Stanów Zjednoczonych, gdzie ciążą na nim zarzuty przemytu narkotyków.
Jak zauważa agencja AP, marsz w Culiacan to rzadko spotykany wyraz poparcia dla narkotykowego bossa nawet w Meksyku, gdzie szefowie karteli są często opiewani w ludowych piosenkach i książkach oraz stanowią wzór dla młodych mężczyzn z wiejskich regionów.
Chapo Guzman był najbardziej wpływowym bossem narkotykowym na świecie. We wtorek został formalnie oskarżony o przemyt narkotyków i działanie w zorganizowanej grupie przestępczej.
(j.)