Rozmowy z Moskwą o integracji nie zagrażają suwerenności Białorusi - przekonywał Alaksandr Łukaszenka w wywiadzie dla rosyjskiego Echa Moskwy. Białoruski prezydent mówił też o protestach opozycji, których liczebność jest jego zdaniem zawyżana.
W niemal dwugodzinnej rozmowie z redaktorem naczelnym rosyjskiej radiostacji Echo Moskwy Aleksiejem Wieniediktowem Alaksandr Łukaszenka komentował relacje z Rosją i toczące się rozmowy na temat pogłębienia integracji.
Jego zdaniem negocjacje nie zagrażają suwerenności żadnego z krajów, a kwestie "utworzenia organów ponadnarodowych zostały wykluczone jeszcze podczas rozmów z Władimirem Putinem w Soczi".
Jednocześnie Łukaszenka potwierdził, że 31. mapa drogowa dotycząca integracji jest poświęcona dalszym etapom zacieśniania sojuszu, w tym utworzeniu wspólnych instytucji ponadnarodowych.
Łukaszenka ocenił, że "bezpowrotnie minął" czas na ewentualne stworzenie konstytucji państwa związkowego (obecne negocjacje mają według Rosji służyć realizacji porozumienia o jego utworzeniu z 1999 r.). Jak stwierdził, jest to efekt stanowiska Rosji. Zrezygnowaliście z tego pomysłu i zaczęliście budować dom od dachu - ocenił Łukaszenka.
Umowa o państwie związkowym, jak przypomniał, przewidywała referendum m.in. w sprawie wspólnej konstytucji i waluty. To wy przestraszyliście się, że Łukaszenka przybiegnie na Kreml, złapie Czapkę Monomacha i zawiezie gdzieś do Petersburga albo do Mińska - mówił białoruski prezydent.
Wieniediktow spytał Łukaszenkę o protesty opozycji przeciwko pogłębieniu integracji z Rosją. Prezydent stwierdził, że rozumie demonstrantów i "nie odrzuca ich punktu widzenia". Ocenił jednak, że liczebność ostatnich protestów (szacowana nawet na ponad 2 tys. ludzi - PAP) została zawyżona, a wiele osób pojawiających się w relacjach mediów to przypadkowi ludzie.
Według Łukaszenki opozycja protesty organizuje "niestety dla jakiejś polityki". Ktoś podpowiedział, ktoś zapłacił, fundacje dają im duże pieniądze, oni nieźle żyją - ocenił.
Głównym obrońcą białoruskiej suwerenności nazwał siebie - prezydenta kraju.
Łukaszenka zasugerował, że jeśli Rosja będzie ciągle zaostrzać warunki współpracy, to Białoruś może zmienić kierunek swojej polityki zagranicznej. W przypadku zbyt wysokich cen surowców energetycznych, Mińsk będzie szukać alternatywnych dostawców.
Wielokrotnie podkreślił, że błędem jest przedstawianie Białorusi jako kraju utrzymywanego przez Rosję. Jeśli Rosja będzie nas ciągle dociskać, zaczynając od rurociągu gazowego i naftowego - to się dzieje za każdym razem pod koniec roku - i wszyscy będą mówić, że jesteśmy utrzymankami, kulą u nogi, to powiemy, dziękujemy, nie trzeba - dodał.
Według białoruskiego prezydenta nie ma potrzeby budowy na Białorusi nowej rosyjskiej bazy wojskowej. Chcecie, by jutro przyleciało 50 samolotów - pod Mińskiem? Proszę bardzo. Pod Witebskiem - proszę bardzo, dwadzieścia, trzydzieści. Nie trzeba budować żadnych baz, tam jest dużo miejsca - oświadczył Łukaszenka.
Łukaszenka tradycyjnie podkreślał, że Mińsk jest sojusznikiem Moskwy, także w sensie militarnym. Dał jednak do zrozumienia, że Zachód i NATO będą gwarantami suwerenności kraju, gdyby Rosja spróbowała ją naruszyć. Zachód i NATO (...) uznają to za zagrożenie dla siebie. W tym sensie pod pewnymi względami będą mieli rację - ocenił.
Jako jedyne potencjalne zagrożenie dla suwerenności - przynajmniej dopóki sam jest u władzy - Łukaszenka widzi pogorszenie się sytuacji gospodarczej.
Odnosząc się do niedawnych wyznań zbiegłego specnazowca Juryja Harauskiego, który twierdzi, że jako funkcjonariusz brał udział w organizowanych przez wysokich urzędników struktur siłowych zabójstwach politycznych oponentów Łukaszenki w 1999 r., białoruski prezydent powiedział, że "nigdy w życiu nie dawał i nie da takiego rozkazu".
Według niego publikacja wywiadu Harauskiego to "wrzutka" i prowokacja przed wyborami prezydenckimi na Białorusi. Mimo to, jak powiedział, nakazał, by sprawą zajął się Komitet Śledczy.