Rośnie napięcie na Korsyce, francuskiej wyspie na Morzu Śródziemnym. Separatyści zapowiadają demonstracje przed gmachem prefektury w Ajaccio, w którym odbywa się - pierwszy raz w historii Francji - posiedzenie rady ministrów. Liderzy separatystów protestują przeciwko tej - jak się wyrażają - "kolonialnej prowokacji".
Francuskie władze nie są mile widziane na tej zbuntowanej wyspie, dlatego spotkanie zabezpieczają rekordowe siły policji, żandarmerii i służb specjalnej.
Oliwy do ognia dolał prezydent Francji. Wczoraj, w czasie pierwszego dnia wizyty na Korsyce, Nicolas Sarkozy wyzwał separatystów od "tchórzy w kominiarkach". Powiedział, że przynoszą hańbę Korsyce i zapowiedział, że nie będzie z nimi negocjował.
Do tego posiedzenie Rady Ministrów odbywa się w gmachu, niedaleko którego dziewięć lat temu separatyści zastrzelili francuskiego prefekta Korsyki. Na razie korsykańscy ekstremiści „powitali” Sarkozy'ego i ministrów dynamitem.
Na kilka godzin przed obradami rządu terroryści zdetonowali bombę pod radiowozem w Bastii. Na szczęście nie było ofiar. Kilka dni temu w lesie kolo Ajaccio policja odkryła przenośną wyrzutnię rakiet.
Wizyta najwyższych władz zbiegła się też z protestem firmy, która obsługuje przeprawę promową między Francją a Korsyką. Wyspiarze sprzeciwiają się otwarciu korsykańskiego nieba dla tanich linii lotniczych.