Amerykańska prokuratura zamknie śledztwo w sprawie listów z wąglikiem. Przyczyną takiej decyzji jest śmierć jedynego podejrzanego w tej sprawie. Naukowiec rozsyłający przesyłki z trucizną, zażył śmiertelną dawkę leków przeciwbólowych tuż przed tym, jak Ministerstwo Sprawiedliwości miało postawić mu oficjalne zarzuty. W ten sposób uniknął procesu i kary za serię morderstw.

Prokuratura jest przekonana, że doktor Bruce Ivins, który przez lata pracował w rządowym laboratorium nad “obroną bakteriologiczną” był jedyną osobą odpowiedzialną za ataki z wykorzystaniem laseczek wąglika. W obliczu śmierci naukowca sprawa nie trafi do sądu, czeka ją tylko formalne zamknięcie.

Uważany za utalentowanego mikrobiologa Ivins, analizował dla FBI materiały znajdujące się w zanieczyszczonej wąglikiem przesyłce, którą wysłano do waszyngtońskiego biura jednego z senatorów.

Gdy laboratorium, w którym pracował znalazło się w centrum śledztwa FBI, prawda wyszła na jaw. Przeszukanie domu Ivinsa potwierdziło przypuszczenia śledczych. U naukowca znaleziono duży zapas wąglika, identycznego z tym, który rozesłano w listach. Śledczy ustalili również, że szalony mikrobiolog cierpiał na zaburzenia psychiczne m. in. na rozdwojenie jaźni.

Przesyłki z wąglikiem wysyłane po 11 września 2001 roku do mediów i polityków zabiły pięć osób, zaraziły 17 i wywołały w Stanach Zjednoczonych panikę. Wszyscy Amerykanie byli przekonani, że to Al Kaida usiłuje wymordować ich za pomocą broni biologicznej. Przeciwdziałanie pocztowym mordercom kosztowało amerykańskie służby specjalne miliony dolarów.

Dalsza część artykułu pod materiałem video: