W Londynie rozpoczyna się kolejne dochodzenie w sprawie śmierci Garetha Williamsa. Ten 31-letni agent MI6 zmarł przed dwoma laty w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. Jego śmierć do dziś fascynuje Brytyjczyków.
Zwłoki Williamsa znaleziono w jego służbowym mieszkaniu w centrum Londynu. Nagie ciało leżało w wannie, w zamkniętej na kłódkę dużej torbie. Celem dochodzenia będzie ustalenie, czy w śmierć agenta zamieszane były inne osoby. Początkowe śledczy ustalili, że Williamsa nie mógł sam uwięzić się w ten sposób.
Rodzina Williamsa ma własna teorie na temat jego śmierci. Jej zdaniem mężczyzna zginął z ręki tajemniczej organizacji, która posługuje się "mrocznymi metodami". Bliscy agenta obawiają się, że ktoś usunął z miejsca zdarzenia odciski palców i ślady biologiczne, żeby zatuszować sprawę.
Dochodzenie w sprawie Williamsa będzie prowadził lekarz sadowy. Na przesłuchanie czeka 30 świadków.
Wydział zabójstw Scotland Yardu prowadził już śledztwo w sprawie Williamsa bezpośrednio po jego śmierci. Od początku było ono bardzo trudne. Autopsja przeprowadzona w dzień po znalezieniu zwłok niczego nie wykazała. Policja od początku nie wykluczała, że śmierć Williamsa mogła mieć związek z jego pracą wywiadowczą, ale rozwijanie tego wątku śledztwa napotykało na trudności. Służby wywiadowcze niechętnie odpowiadały na policyjne zapytania, bo nie chciały ujawnić tajemnic swojej pracy.
Kilka tygodni temu śledczy przeprosili rodzinę Williamsa za kompromitujący błąd w śledztwie. Jeden ze specjalistów pomylił się przy wpisywaniu do komputera kodu DNA pochodzącego z miejsca zdarzenia. Z tego powodu przez ponad rok poszukiwano nieistniejącej osoby. Gdy udało się wreszcie wyjaśnić błąd, okazało się, że pobrane DNA pochodzi od jednego ze specjalistów medycyny sądowej, który badał sprawę.
guardian.co.uk