Szanse na to, że zaginione osoby wciąż żyją, są nikłe lub zerowe - twierdzą funkcjonariusze amerykańskiej straży przybrzeżnej i policji stanu Maryland pracujący na miejscu katastrofy mostu w Baltimore. Przeprawa zawaliła się po uderzeniu w nią kontenerowca.
Zaginieni w chwili wypadku zajmowali się wypełnianiem dziur w nawierzchni mostu. Dwie inne osoby z tej grupy zostały uratowane. Jedna z nich jest w stanie ciężkim.
Kontenerowiec Dali, pływający pod banderą Singapuru, wbił się w pylon mostu, gdy wypływał z portu w Baltimore w kierunku Sri Lanki, we wtorek około godziny 1:30 czasu lokalnego. Załoga miała świadomość, że traci kontrolę nad statkiem. Próbowała spowolnić jego kurs, rzucając kotwicę, lecz kolizji nie udało się uniknąć.
Załoga kontenerowca zgłosiła awarię zasilania przed uderzeniem w most. To umożliwiło wstrzymanie ruchu samochodowego na przeprawie. W wyniku zderzenia runął cały wiszący odcinek mostu.
Czteropasmowy most o długości 2,6 km, zbudowany w latach 70. ubiegłego wieku, znajdował się w południowo-zachodniej części Baltimore. Tamtejszy port stanowi centralny ośrodek gospodarki wschodniego wybrzeża USA.
Poleciłem mojemu zespołowi, by poruszył niebo i ziemię, by otworzyć port i odbudować most tak szybko, jak to tylko jest po ludzku możliwe - oznajmił wczoraj prezydent USA Joe Biden. Obiecał też, że koszty odbudowy pokryje rząd federalny. Nie będzie czekał na wypłatę ewentualnego odszkodowania ze strony armatora statku.
Biden zwrócił uwagę, że jako częsty użytkownik mostu w drodze z Waszyngtonu do swojego domu w Delaware jest świadom, że był on ważną częścią gospodarki całego regionu. Jak dodał, zablokowany port w Baltimore jest jednym z największych w kraju, obsługującym import i eksport największej liczba samochodów i ciężarówek.
Około 850 tys. pojazdów przepływa przez ten port każdego roku. Przywrócimy go do pracy tak szybko, jak to możliwe. Od tego portu zależy 15 tys. miejsc pracy - zaznaczył amerykański prezydent.