Kapitan mógł nieumyślnie doprowadzić do katastrofy El Faro - takie nieoficjalne informacje coraz częściej pojawiają się w Stanach Zjednoczonych. Wiadomo, że statek, który zatonął podczas huraganu Joaquin zmierzał przy pełnej prędkości prosto w sam środek żywiołu.
Według wielu marynarzy tragedii można było uniknąć, gdyby El Faro nie wyruszył w rejs lub schronił się w najbliższym porcie, gdy poinformowano, że burza tropikalna przybiera na sile i przekształca się w huragan. Do tego wszystkiego doszły jeszcze problemy techniczne.
Z dostępnych danych wynika jednak, że jednostka znajdowała się na wodach sztormowych zanim pojawiły się problemy z silnikami. Jak wiadomo, El Faro stracił komunikację ze Strażą Przybrzeżną po zgłoszeniu, że nabrał wody, a silniki straciły moc. Na ratunek już wówczas było za późno.
Podejrzewa się, że kapitan chciał ominąć huragan, ale fale były zbyt wysokie i statek nie mógł już sobie w takich warunkach poradzić. Prawdopodobnie ładunki zaczęły się przesuwać, spadać do wody. I ostatecznie jednostka zatonęła.
Dochodzenie w sprawie zatonięcia El Faro prowadzi Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu USA.
Kontenerowiec El Faro wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie 29 września, mimo ostrzeżeń meteorologów, że Joaquin - dotychczas jedynie burza tropikalna - przybiera na sile i przekształca się w huragan. Statek o długości 240 metrów był obciążony kontenerami i samochodami. Żaden z członków 33-osobowej załogi nie został uratowany. Była to najtragiczniejsza katastrofa statku płynącego pod banderą USA od ponad 30 lat.
(mal)