Północnoirlandzkie prawo aborcyjne - znacznie ostrzejsze niż obowiązujące w pozostałej części Zjednoczonego Królestwa - jest sprzeczne z brytyjskimi zobowiązaniami w kwestii praw człowieka - orzekł w czwartek północnoirlandzki Wysoki Trybunał (High Court).
Pozew złożyła Sarah Ewart z Belfastu, która zdecydowała się zaskarżyć obecne przepisy, gdy w 2013 r. nie mogła dokonać aborcji w Irlandii Północnej. Według lekarzy jej dziecko nie przeżyłoby poza łonem matki. Ostatecznie aborcji dokonała w Wielkiej Brytanii.
Przyjęta w 1967 r. ustawa liberalizująca przepisy aborcyjne w Anglii, Szkocji i Walii nigdy nie została rozciągnięta na Irlandię Północną. W tym regionie jest ona dopuszczalna tylko w przypadku zagrożenia życia matki lub gdy jej fizyczne bądź psychiczne zdrowie jest poważnie i w nieodwracalny sposób zagrożone. Pozostałe przypadki, w tym gwałt, kazirodztwo i nieodwracalne uszkodzenia płodu, nie są podstawą do dokonania aborcji.
Sprzeciw wobec liberalizacji aborcji i ujednolicenia przepisów z pozostałymi częściami Zjednoczonego Królestwa był przez lata jedną z niewielu spraw, w których zgadzali się protestanci, chcący pozostania pod zwierzchnictwem Londynu, i katolicy, postulujący zjednoczenie Irlandii.
W ostatnim czasie jednak zaczęło się to zmieniać, w sporej mierze na skutek kryzysu Kościoła katolickiego w Irlandii. W ub.r. mieszkańcy tego kraju stosunkiem głosów 2 do 1 opowiedzieli się za znaczną liberalizacją przepisów aborcyjnych.
Dzisiejszy wyrok jest rekompensatą dla tych wszystkich kobiet, które niestrudzenie walczyły o to, byśmy nigdy więcej nie musiały przechodzić przez to, przez co ja przeszłam w 2013 r. - oświadczyła Ewart. To bardzo smutny dzień, w którym sąd odmówił nienarodzonym dzieciom prawa do życia - powiedziała z kolei Bernie Smyth, szefowa antyaborcyjnej organizacji Precious Life, która protestowała przed budynkiem sądu.
Trybunał uznał racje Ewart i potwierdził, że obecne przepisy łamią brytyjskie zobowiązania w kwestii praw człowieka, ale treść uzasadnienia opublikuje w późniejszym terminie.
W praktyce czwartkowe orzeczenie sądu nie jest aż tak przełomowe, bo liberalizacja aborcji prawdopodobnie i tak weszłaby wkrótce w życie. W lipcu brytyjska Izba Gmin przyjęła ustawę, która nakłada na rząd obowiązek liberalizacji przepisów aborcyjnych oraz rozciągnięcia na Irlandię Północną ustawy o małżeństwach jednopłciowych, jeśli do 21 października nie powstanie w tej prowincji autonomiczny rząd. Wskutek sporów między największymi ugrupowaniami protestanckimi i katolickimi, które na mocy porozumienia pokojowego mają wspólnie rządzić, od upadku gabinetu w styczniu 2017 r. Irlandia Północna nie ma swojego rządu i jej sprawami kieruje bezpośrednio Londyn.
Ponieważ jest niewielka szansa na zawarcie porozumienia przed 21 października, brytyjska ustawa zapewne wejdzie w życie. Gdyby jednak rząd powstał, wtedy orzeczenie sądu byłoby podstawą do domagania się od członków Zgromadzenia Parlamentarnego, by przyjęli przepisy liberalizujące aborcję.