"Świat musi się w końcu obudzić, otworzyć oczy! Trwa wyścig z czasem!" - alarmuje Marjam Radzawi, szefowa Narodowej Rady Irańskiego Ruchu Oporu. Ta konfederacja 20 irańskich organizacji opozycyjnych wybrała ją "Prezydentem Republiki Iranu" na okres przejściowy po obaleniu reżimu w Teheranie.
Według niej, program nuklearny Iranu stanowi największe zagrożenie dla świata - sprawi, że dotychczasowy reżim stanie się nietykalny. 53-letnia Radzawi zapowiada wprowadzenie demokracji w ojczyźnie: wolne wybory, wolność słowa, mediów i religii, równouprawnienie kobiet. Jest zwolenniczką umiarkowanego, nowoczesnego islamu. Jej dwie siostry zostały zabite za czasów Chomeiniego. W emigracyjnej kwaterze głównej Narodowej Rady Irańskiego Ruchu Oporu w Auvers-sur-Oise pod Paryżem rozmawiał z nią korespondent RMF Marek Gładysz.
RMF: Sprzeciwia się pani potencjalnej interwencji zbrojnej Amerykanów przeciwko reżimowi w Teheranie. Żąda pani tylko wsparcia dla irańskiej opozycji, szczególnie usunięcia Mudżahedinów Ludu z amerykańskiej i europejskiej listy grup terrorystycznych. Jednocześnie jednak alarmuje pani, że trwa wyścig z czasem, bo jeżeli Teheranowi uda się zdobyć bombę atomową, to będzie za późno. Działania opozycji wystarczą, żeby wygrać ten wyścig?
Marjam Radzawi: Jeżeli międzynarodowa wspólnota zdecyduje się w końcu, by zwrócić swobodę działania Mudżahedinom Ludu, którzy mają swoją bazę w Iraku, to sytuacja w Teheranie może się bardzo szybko zmienić i to w sposób radykalny. Nasze społeczeństwo ma bowiem dość religijnego terroru. Opozycja musi mieć wolne ręce, żeby przeciąć łańcuchy, którymi nasz kraj jest skuty. Dni obecnego reżimu będą policzone.
RMF: Proponuje pani "trzecią drogę": zamiast interwencji zbrojnej z jednej strony i uległości wobec Teheranu z drugiej, bezwzględny bojkot polityczny i natychmiastowe nałożenie ostrego embarga ekonomicznego na Iran. Na rezultaty trzeba będzie jednak czekać być może długimi latami.
Marjam Radzawi: Nie zgadzam się z panem. Obecny reżim wykorzystuje relacje polityczne i ekonomiczne, żeby prowadzić własną grę na strategicznej mapie świata: dzielić wspólnotę międzynarodową, szantażować te czy inne państwa i dzięki temu panować nad sytuacją. Bojkotowany straci tę możliwość, a ostre embargo ekonomiczne pozbawi religijnych przywódców resztek społecznego poparcia.
RMF: Wyobraźmy sobie, że temu reżimowi uda się pozyskać broń atomową, przez co stanie się nietykalny. Żołnierze międzynarodowej koalicji nie pozostaną w Iraku wiecznie. Pierwszą rzeczą, jaką zrobi wtedy Iran, będzie atak na Irak?
Marjam Radzawi: Już w tej chwili Irak jest w pewnym sensie okupowany przez Iran - skrycie i nieoficjalnie, poprzez wpływy szyickich radykałów i niekończące się serie wspieranych przez Teheran zamachów terrorystycznych. Blisko trzy miliony Irakijczyków podpisało list protestacyjny, w którym żądają natychmiastowego położenia kresu działaniom w ich ojczyźnie radykalnych irańskich aktywistów politycznych i agentów służb specjalnych. Jednocześnie kładą nacisk na to, że obecność w Iraku największej opozycyjnej irańskiej organizacji zbrojnej Mudżahedini Ludu jest - jak na razie - najskuteczniejsza bronią przeciwko zakusom Teheranu. Mudżahedini Ludu zostali niesprawiedliwie wpisani na międzynarodowe listy grup terrorystycznych. Trzy lata temu emigracyjni liderzy irańskiej opozycji zostali aresztowani w Auvers-sur-Oise i przesłuchiwani przez wiele dni. Do dzisiaj trwa przeciwko mnie bezpodstawne dochodzenie. Rzucano nam pod nogi kłody - międzynarodowa wspólnota chciała w ten sposób udobruchać Teheran. Teraz jednak cały świat musi się wreszcie przebudzić z letargu i otworzyć oczy! Ci, którzy to opóźniają i sprzeciwiają się wykreśleniu Mudżahedinów Ludu z czarnych list, mogą później głęboko tego żałować, bo będzie za późno. Krwawy reżim w Teheranie jest bowiem nie tylko tragedią dla naszego kraju, ale stanowi największe zagrożenie dla świata. Chce utrzymać się u władzy dzięki bombie atomowej. Tak długo, jak długo nie zostanie obalony, pokój na Bliskim Wschodzie nie będzie możliwy.