Po zgonie irackiego działacza politycznego, który zmarł wskutek obrażeń doznanych w zamachu bombowym, demonstranci zaatakowali i podpalili biura kilku partii szyickich w mieście Diwanija na południe od Bagdadu - poinformowali świadkowie wydarzenia.
Zmarły Tair Karim al-Taib został kilka dni temu ciężko ranny w wybuchu ładunku podłożonego pod jego samochód. Na razie nie jest jasne, kto był sprawcą tego zamachu.
Od początku października Irak jest sceną ustawicznych masowych protestów antyrządowych. Według wybranej przez iracki parlament komisji praw człowieka, około 490 osób straciło przy tym życie, a ponad 27 tys. zostało rannych.
Członek komisji Ali al-Bajati powiedział agencji dpa, że wśród zabitych jest 33 działaczy politycznych. Ponadto 77 aktywistów uprowadzono i tylko 12 z nich odzyskało wolność.
Erupcja społecznego niezadowolenia sprawiła, że premier Adel Abdel Mahdi podał się w ubiegłym miesiącu do dymisji. Konstytucyjny termin wyłonienia jego następcy minął w środę, ale rywalizujące ze sobą bloki zdominowanego przez szyitów parlamentu nie zdołały się dotąd porozumieć w tej sprawie.
Parlament uchwalił jednak we wtorek reformę systemu wyborczego, spełniając w ten sposób główne żądanie demonstrantów. Nowa ordynacja przewiduje możliwość głosowania na konkretnych kandydatów zamiast na listy partyjne, utworzono również nowe okręgi wyborcze. Uczestnicy protestów domagają się też ustąpienia całego politycznego kierownictwa państwa i powierzenia stanowiska premiera osobistości niezależnej.
W Iraku od dłuższego czasu wzbiera społeczne niezadowolenie wywołane brakiem miejsc pracy oraz nieregularnymi dostawami prądu i wody pitnej. Polityków i władze obwinia się o chroniczną korupcję, blokującą odbudowę kraju po latach konfliktów religijnych i niszczycielskiej wojnie, w której pokonano Państwo Islamskie.