Dwadzieścia mandatów zostanie na razie wystawionych w ramach śledztwa dotyczącego nieformalnych spotkań towarzyskich, które odbywały się w rezydencji brytyjskiego premiera Borisa Johnsona w czasie restrykcji covidowych - poinformowała londyńska policja.
Policja nie ujawni, kto zostanie ukarany mandatem ani za udział w jakich wydarzeniach będą one nałożone, jednak już wcześniej biuro Johnsona obiecało, że jeśli premier znajdzie się wśród ukaranych osób, fakt ten zostanie podany do publicznej wiadomości.
Policja dodała, że stara się osiągnąć postępy w dochodzeniu, ale "znaczna ilość" materiału pozostaje jeszcze do oceny i w przyszłości mogą zostać nałożone kolejne mandaty. Śledztwem objętych jest 12 wydarzeń, podczas których mogło dojść do złamania restrykcji, z czego w co najmniej trzech Johnson brał udział. W ramach śledztwa policja rozesłała do uczestników ponad 100 kwestionariuszy z pytaniami o ich udział.
Ujawniane przez prasę od połowy listopada zeszłego roku przecieki z wydarzeń, które miały miejsce wiosną i późną jesienią 2020 r. oraz wiosną 2021 r., wywołały najpoważniejszy kryzys w trwających od połowy 2019 r. rządach Johnsona - jego odejścia domagała się nie tylko cała opozycja i wyraźna większość opinii publicznej, ale także część posłów jego własnej Partii Konserwatywnej, którzy zaczęli wysyłać wnioski o wewnątrzpartyjne głosowanie nad wotum nieufności dla niego jako lidera. Jednak rosyjska napaść na Ukrainę i aktywna rola, jaką Johnson odgrywa w pomocy dla Kijowa, zupełnie zmieniły dynamikę polityczną i temat imprez niemal całkowicie od tego czasu zniknął z pola widzenia.
Mandat za złamanie restrykcji covidowych jest z prawnego punktu widzenia podobny do mandatu za drobne wykroczenia drogowe - nie oznacza on, że ukarana osoba ma na koncie wyrok skazujący. Chyba, że ktoś go nie zapłaci i będzie ścigany z tego powodu, lub zakwestionuje przed sądem, do czego ma prawo, a następnie w przypadku przegranej sprawy, nie wykona orzeczenia sądu.