Aż kilkaset tysięcy osób wyszło na ulice blisko 200 miast, by protestować przeciwko zapowiadanemu przez prezydenta Francois Hollande’a kryzysowemu ograniczeniu praw pracowników. „Precz od naszych pensji!” – skandowały tłumy paryżan.
Związkowcy sprzeciwiają się kryzysowej reformie kodeksu pracy, która zakłada, że - w razie problemów finansowych przedsiębiorstw - pracownicy będą mniej pracować i mniej zarabiać! Boje się, że rząd nie ustąpi i znajdziemy się w sytuacji Grecji - nie starczy nam pieniędzy, żeby przeżyć! Lewicowy prezydent Hollande powinien troszczyć się o tych, którym grozi bieda, a nie o żadnych zysków akcjonariuszy wielkich koncernów! - tłumaczy paryskiemu korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi oburzony związkowiec Georges. Oblepił on swój samochód plakatami, na których bogaci biznesmeni porównywani są do żadnych krwi rekinów i żywiących się padlina hien.
Demonstracje i strajki w całym kraju zorganizowała m.in. potężna prokomunistyczna centrala związkowa Powszechna Konfederacja Pracy (CGT). Jej liderzy oskarżają Hollande’a o to, że nie spełnił najważniejszych obietnic wyborczych: rekordowe bezrobocie rośnie, obywatele płacą coraz wyższe podatki, a deficytu budżetowego - mimo drastycznych ciec - nie uda się w tym roku zmniejszyć do 3 procent PKB. Według najnowszego sondażu, którego rezultaty opublikował dzisiaj dziennik "Le Figaro", politykę lewicowego szefa państwa popiera już tylko 30 procent rodaków.
Rząd twierdzi, że związkowcy źle zrozumieli projekt reformy kodeksu pracy, który ma zostać jutro przedstawiony na posiedzeniu Rady Ministrów. Zakłada on wprawdzie wprowadzenie większej elastyczności w sferze czasu pracy i zarobków, ale po to, by - według rzecznik rządu - zapobiec masowym zwolnieniom pracowników. Łatwiej będzie obniżyć place zatrudnionym osobom, ale trudniej je będzie zwolnic. Pracodawcy będą też płacić więcej podatków za zatrudniane osób na krótki okres, a mniej kiedy będą oferować bezterminowe umowy o prace. Dlatego ten projekt reformy został nazwany "Bezpieczniejsze miejsca pracy".
Już w ubiegłym roku socjalistyczny premier Francji Jean-Marc Ayrault zapowiedział największe od 30 lat cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Ostrzegł, że w przyszłym roku obywatele i wielkie nadsekwańskie przedsiębiorstwa będą musieli oddać fiskusowi o 20 miliardów euro więcej podatków. Kontrowersyjny projekt nałożenia aż 75-procentowego podatku dochodowego na milionerów został wprawdzie na razie zablokowany przez Radę Konstytucyjną, ale rząd zapowiedział, że nie da za wygraną. Według rzeczniczki rządu, nowy tekst zostanie tak zredagowany, by Rada Konstytucyjna uznała go za zgodny z ustawą zasadniczą i bogacze będą mimo wszystko musieli płacić ten podatek.