"Mamy dość zaciskania pasa", "Niech za kryzys płacą politycy i bankierzy" - pod takimi hasłami w ponad 200 miastach Francji i innych krajów europejskich odbyły się demonstracje przeciwko nowej unijnej umowie międzyrządowej. Ma ona zostać podpisana na rozpoczynającym się w czwartek szczycie w Brukseli. Zakłada m.in. większą dyscyplinę budżetową.
Na ulicach Paryża zapanowały rewolucyjne nastroje. W czasie demonstracji protestacyjnej, do udziału w której nawoływały mieszkańców największe centrale związkowe, skandowane były hasła wzywające do buntu przeciwko "kapitalistom" i odebrania majątków bogaczom. Na ulice wyległy dziesiątki tysięcy ludzi. Widać było wszędzie czerwone flagi, portrety Che Guevary, karykatury Sarkozy'ego oraz napisy wyrażające solidarność z "greckim ludem". Zamiast Marsylianki rozbrzmiewała Międzynarodówka.
Nowy traktat europejski to dodatkowe restrykcje budżetowe, którym ludzie się sprzeciwiają! Politycy podpisują umowy za ich plecami! - oświadczył Bernard Thibault, szef największej francuskiej centrali związkowej Powszechna Konfederacja Pracy. Protestujemy przeciwko polityce ratowania eurolandu poprzez zaciskanie pasa. Ludzie coraz bardziej cierpią - a nie przynosi to żadnych rezultatów! Najlepiej widać to na przykładzie Grecji. Unia ratuje Greków w taki sposób, że ich zagłodzi. Będzie tam coraz więcej nędzy, już teraz ludzie z tego kraju przyjeżdżają do Francji, by szukać pracy. A za jakiś czas może być tak samo również we Francji, bo dotychczasowe plany ratowania eurolandu nie przynoszą żadnych rezultatów poza cierpieniami - wyjaśnił korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi paryski student. Pracuję w banku, który z powodu giełdowych spekulacji stracił wiele miliardów euro. Pracownicy są masowo zwalniani, a pensja szefa rośnie. Dostaje on już półtora miliona euro rocznie - coś tu naprawdę nie gra! - oburza się 53-letni mieszkaniec francuskiej stolicy.
Mimo dużej liczby demonstracji ulicznych w całej Francji i bardzo radykalnych haseł, uczestników pochodów było mniej, niż np. w czasie wcześniejszej protestów przeciwko przeforsowanej przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego reformy systemu emerytalnego. Większość komentatorów przypuszcza, że Francuzi są coraz bardziej przekonani, iż główna bitwa wokół "zaciskania pasa" rozegra się nie na ulicy tylko przy urnach - w czasie kwietniowo-majowych wyborów prezydenckich. Ich faworyt, socjalista Francois Hollande, zapowiedział, że jeżeli wygra, to nowa unijna umowa międzyrządowa, która ma zostać podpisana na rozpoczynającym się w czwartek szczycie europejskim w Brukseli, nie zostanie we Francji ratyfikowana. Hollande chce również znacznie podwyższyć podatki płacone przez najbogatszych oraz zatrudnić więcej osób w sektorze publicznym, m.in. w szkolnictwie.