Blisko milion Francuzów wyległo - według związkowców - na ulice prawie stu największych miast kraju, by protestować przeciwko coraz bardziej drastycznym cieciom budżetowym i zapowiadanemu przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego podniesieniu wieku emerytalnego. Według niezależnych obserwatorów, w demonstracjach wzięło udział ponad pól miliona osób. Rząd tłumaczy, że bez zaciskania pasa Francji grozi bankructwo.
Mamy dosyć biedy, zaciskania pasa i bezrobocia! Władze musza za to zapłacić! - skandowali związkowcy w Paryżu. W całej Francji strajkuje dzisiaj część kolejarzy, nauczycieli, pocztowców, energetyków, pracowników administracji publicznej, a nawet policjantów, którzy teoretycznie nie mają do tego prawa.
Potężne centrale związkowe chcą przede wszystkim zmusić prezydenta Sarkozy'ego do wycofania projektu reformy, który zakłada podniesienie wieku emerytalnego z 60 do 62 lub 63 lat. Nie zgadzamy się na reformę emerytur! Zacząłem ciężko pracować w wieku 16 lat i sądzę, że teraz mam prawo odpocząć! - wyjaśnił paryskiemu korespondentowi RMF FM oburzony 60-letni listonosz.
Premier Francois Fillon zasugerował natomiast, że bez tej reformy, Francji grozić może w przyszłości podobny kryzys, jaki przezywa teraz Grecja.