Około 900 turystów zostało w sobotę ewakuowanych z Machu Picchu. Zwiedzanie miasta Inków uniemożliwiły blokady i protesty mieszkańców przeciwko powierzeniu prywatnej firmie sprzedaży biletów wstępu do tej najbardziej znanej atrakcji Peru – podał dziennik „El Comercio”.

Według gazety demonstranci palili opony i blokowali linię kolejową. Doszło również do starć z siłami porządkowymi, w których rannych zostało troje cywilów i pięciu policjantów.

Organizatorzy protestu, Kolektyw Ludowy Machu Picchu, wyrażają obawy, że sprzedaż biletów przez prywatną firmę to początek "systematycznej prywatyzacji" ruin miasta Inków. Domagają się unieważnienia umowy z pośrednikiem oraz dymisji minister kultury Leslie Urteagi.

Kolektyw twierdzi, że firma Joinnus, która od soboty sprzedaje bilety do Machu Picchu, może na prowizjach z transakcji zarobić w ciągu roku nawet 12 mln soli (12,8 mln zł).

Rząd Peru zaprzecza, by nowy system sprzedaży biletów służył prywatyzacji Machu Picchu. Przekonuje również, że jest on konieczny, by lepiej kontrolować liczbę odwiedzających, ponieważ ich nadmiar mógłby zagrozić obecności wybudowanego w XV wieku miasta na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

W obliczu krytyki firma Joinnus poinformowała, że zwróciła się do rządu o przyspieszenie wygaśnięcia umowy, która pierwotnie miała obowiązywać do sierpnia, a następnie jest gotowa wziąć udział w nowym procesie wyboru pośrednika. Podkreśliła przy tym, że jej rola polega wyłącznie na outsourcingu sprzedaży biletów.