Prawie dwie godziny trwała egzekucja mordercy w mieście Florence w stanie Arizona (USA). Z relacji świadków wynika, że mężczyzna "ciężko oddychał i krztusił się ponad godzinę", a umarł dokładnie po godzinie i 57 minutach.
Mężczyźnie, skazanemu za zastrzelenie w 1989 roku z zimną krwią swojej byłej dziewczyny i jej ojca, zaaplikowano zastrzyk z trucizną. Cała procedura rozpoczęła się o godzinie 13:52 czasu lokalnego.
Jeden z amerykańskich reporterów, który był obecny podczas egzekucji powiedział, że po tym, jak mężczyzna powiedział swoje ostatnie słowa, był nieprzytomny przez kilka minut. Później zaczął ciężko oddychać i się krztusić. Naliczyłem około 660 takich głębokich westchnięć. Zgon ogłoszono dopiero o 15:49 - powiedział.
Drugi z dziennikarzy stwierdził, że oglądanie egzekucji było dla niego "trudne i wyglądało jak duszenie się ryby".
Zazwyczaj zastrzyk z trucizną działa niemal natychmiast. Skazany umiera po ok. 10 minutach. Tym razem obrońcy mężczyzny zdążyli jeszcze złożyć alarmowy wniosek o zawieszenie egzekucji. W tym czasie mężczyzna zmarł.
Rodzina ofiar twierdzi jednak, że mężczyzna "dostał to, na co zasłużył". To nawet nie równa się z tym, co przeżywaliśmy przez 25 lat - mówiła siostra ofiary.
Senator stanu Arizona Jan Brewer powiedziała, że jest zaniepokojona przebiegiem egzekucji i już zleciła kontrolę w związku z sytuacją.